Nieustannie uciekam, azylu szukając,
Od zepsucia, co trawi cały świat powoli,
I grzęznę w bezradności, sprawę sobie zdając,
Że świat ów jest zniszczony, dlatego wbrew woli
Nie może mi schronienia użyczyć przed sobą,
Bo gdzie bym nie dotarła, tam, cierpiąc, umiera
Podobny w zbezczeszczeniu rozgrzebanym grobom,
W których zgnilizna ludzka swe łono otwiera
I płodzi zatracenie oraz śmiercią cuchnie,
Trzymając w dłoniach szczątki poczętych pokoleń.
Padlina owych grobów w słodkim skwarze puchnie.
Ocieka lepkim śluzem wystająca goleń.
Układy, układziki oraz powiązania!
Pęcznieją od korzyści wypchane kieszenie.
W łańcuchach niewolniczych na nogach się słania
Jakby mu przy kolanach ciążyły kamienie
Ten! z góry skazany na trud i upodlenie,
Któremu się wyznacza zbyt ciasne granice
I stawia niedorzeczne, złośliwe życzenie,
By pływał, mając w pasie przypiętą kotwicę.
Takiego się traktuje gorzej niźli zwierzę.
Przy budzie na kolczatce trzyma w szczerym polu
I kijami obkłada niby w słusznej wierze,
By poczuł ciężar życia jakoby mozołu.
W ten sposób się w nim budzi i gniew, i agresję,
Człowieka na człowieka szczuje się jak w ringu,
Rozpala się w nim rozpacz i wznieca depresję,
Zmuszając do bestialstwa w kłamliwym dopingu,
Co rodzi w ludziach zazdrość, zawiść oraz mściwość,
Zmuszając ich bezdusznie do rywalizacji.
O środowisko wstrętnie przesadna troskliwość
Stała się zaś narzędziem, lecz manipulacji
Potęgującej lęki poprzez zastraszenie,
Ograniczenia, które są kompletną bzdurą.
By powstrzymać klimatu wrogie ocieplenie,
Tworzy się rzeczywistość złowieszczo ponurą.
Z czujnikiem - i to wkrótce - każdy będzie chodził
W odbycie, by tryb życia zniewolić kontrolą.
Człek prosty, zaszczuwany więc zacznie się głodzić,
Wpływowy zaś kierować się będzie swawolą.
Jak przerwać tę truciznę w umysł wstrzykiwaną,
Która paraliżuje w człowieku myślenie?!
Czy świat jest już skazany całkiem na przegraną?
Rozszerza się problemu wciąż lekceważenie.
Uciekam więc od tego, co z wszech stron osacza,
Co zabija w człowieku jego podmiotowość,
Co numerem jak w Auschwitz nas liczy, oznacza
I w komorze zakłamań na proch spala wolność;
Więc uciekam w spacery o przedwczesnej porze,
Aby poczuć dziewiczość pierwotnej natury,
Co spod ręki człowieka się wyrwać nie może
Zalewana betonem, grodzona przez mury,
I uciekam od ludzi, którzy się poddali,
Którzy żyją wyłącznie dla własnych korzyści,
Którzy by nawet gówno z wdzięcznością łykali,
Wierząc, że sen o szczęściu w ten sposób się ziści;
I uciekam w milczenie ust znudzonych mową
Do słów w piśmie wrzeszczących w niebo o ratunek.
Póki żyję w logice z wciąż myślącą głową,
Będę sama wybierać i czas, i kierunek,
Choćbym miała samotność przygarnąć na zawsze.
Jestem przecież człowiekiem, nie tuszą na sprzedaż!
Moja godność się w palcach Judasza nie zatrze.
Czy i ty się na haku powiesić też nie dasz?
Przebudzenie jak wiosna potrzebna jest światu,
Który staje się tylko programem, maszyną,
W którym brat staje przeciw rodzonemu bratu,
W którym złego głupota jest ludzka przyczyną.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz