Wyszły mrowiem kobiety różnych obyczajów.
W transparenty wrastały im wzniesione ręce.
Wyglądały jak bestie w sidłach swego szału.
Powtarzały, co głoszą hasła, lecz nie serce.
Obłęd spalał im gniewem wścieklizny źrenice.
Wulgaryzmów gnój usta rozsadzał jak granat.
Napawały się sobą, pławiły w zachwycie.
Wszystko było to niczym nie protest, a dramat.
Argumentów, prócz "dupa!", nie było rzeczowych.
W linii prostej myślenie bez głębszych refleksji.
Bataliony białogłów rozszarpać gotowych.
Pochód zalał się szambem bezwzględnej agresji.
"Moje ciało!" ścigało się z "-urwa!" i "-uje!",
Z "skur...", że "-syny" powinny zdychać na ulicy.
Z bykiem się rozpłodowym ojca porównuje,
Więc się z mężczyzn opinią nikt w tłumie nie liczy.
Matki dzieci kalekich z bezradności płaczą.
Młode pochwy żądają w przemarszu wolności.
Tak naprawdę niewiele albo nic nie znaczą.
Są jak efekt bezmyślnej, społecznej wrogości.
Dyplomacji stanowczej nie widać w tym stadzie,
Konstruktywnej rozmowy nikt nie podejmuje.
Rodzicielka przy córce niczym w transie skacze,
Myśląc, że pustym wrzaskiem lepszy świat buduje,
Domagając się prawa selekcji poczętych
W imię ciała, co które zda się najważniejsze.
Zgłuszone zostały mądre argumenty
Wygodami swobody jakby były święte.
Feministki wstydziłyby się owych akcji,
Którym dziś jest daleko do walki o godność,
Które nawet zwołane w imię słusznych racji
Zatraciły mądrości uporu sposobność,
Więc wychodząc na drogę, tylko jadem plują,
Byle dać nienawiści upust należyty.
W hasłach krwi obok dzieci dumnie maszerują
Jakby owym chaosem zbierały zaszczyty.
Żadna z nich nie przyjęła wszak do wiadomości,
Że istotne nie tylko to, o co się walczy,
Lecz metoda, co która nie traci słuszności
W zupełności, by sukces osiągnąć, wystarczy.
Z tego właśnie powodu w paradzie wściekłości
Pokrzyczały i bluzgiem zbrukały swe usta.
Wyczerpawszy zaś zasób swej uszczypliwości,
Odsłoniły intencję, co zdała się pusta,
I zwinęły proporce oraz transparenty.
Wolnym krokiem ruszyły z powrotem do domu.
Tylko dzieciak u boku protestem przejęty
Pielęgnuje w swym sercu wiarę po kryjomu,
Że w tym właśnie momencie dostał przyzwolenie,
By rodzica w chorobie pozbyć się jak rzeczy,
W eutanazji dostrzegłszy prawne wyzwolenie
Od wszystkiego, co jego wygodzie zaprzeczy.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz