Myśli słabną, omdlałe więdną jak listowie,
Nędznym, wątłym płomieniem nad gasnącą świecą
Tlą się w sennej i jakby nieobecnej głowie…
Chyba nic dziś nie wskrzeszą i nic nie
powiedzą.
Siadam zatem przy szybie z filiżanką kawy.
Noc za oknem się jeszcze rozstać nie potrafi
Z światem w drzemce, co dla niej jest nader
łaskawy,
Bo pokorą jej tylko komplementy prawi.
Nic nie strącam ze struny wszem obecnej ciszy.
Kawą tylko swe zmysły rozpieszczam w
szczodrości.
Oddech piersi spokojnej echo pewnie słyszy,
Więc zagląda tu do mnie, wpraszając się w gości
I oboje przy kawie milczymy w skupieniu,
Przyglądając się temu, co za oknem stygnie.
Każdy łyk się wydaje smakiem w rozmarzeniu
Duszy, która w refleksji coraz bardziej milknie.
Filiżanka do dłoni swym ciepłem przyrasta,
Rozjaśniając nastroje wschodem mej nadziei,
Która pachnie świeżością rosnącego ciasta
Pod pościelą złocistych i krwawych płomieni.
Już ostatni łyk kawy i czas żyć na nowo.
Rozpędziły się koła na szprychach wskazówek
I jaskółki pomysłów szybują nad głową.
Ruszam zatem w codzienność jakoby na próbę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz