czwartek, 20 lutego 2025

MAŁO NAS

Mało nas dzisiaj w ciągłym zabieganiu

Za czymś, co zda się wcale nieistotne,

W nieustającym, przesadnym staraniu

O dni dostatnie, lecz często samotne.


Wiecznie pod presją spóźnionych zegarów

Biegniemy, na to już nie mając siły

Jakbyśmy byli wyrzutkami barów,

W których nas smutki niemal w trupa spiły.


Praca się stała życiem ponad życie.

Rosnące braki w nią nas wręcz wtopiły.

Przemija ślepo zaniedbane bycie,

Które zmartwienia o jutro spowiły.


Okradł nas system z czasu na refleksje.

Człowiek niewiele zaczął bowiem znaczyć.

Trudno wyciągnąć jest z doświadczeń lekcje.

Nie mamy kiedy sobie wytłumaczyć


Tego wszystkiego, co nas urobiło

Według sugestii władczych tego świata…

Życie się nasze w ciemnościach rozmyło

I jak ćma wokół smugi światła lata


Nadziei na to, że być może da się

Zaciągnąć lejce i galop zatrzymać,

Aby w spokoju usiąść na tarasie

I przestać siebie bezdusznie wyżymać


Niczym bieliznę do kropli ostatniej,

By na wiór wyschła do sznurka przypięta…

Być może kiedyś będzie wreszcie łatwiej,

Tymczasem goni codzienność przeklęta


Lęk nasz za lękiem, że ciągle musimy,

Zapominając o własnych potrzebach,

Które w pogoni za ciałem tłamsimy,

Startując jeszcze (co gorsze) w przedbiegach.


Nie ma okazji, aby porozmawiać

Z własnym sumieniem o tym, co nas boli.

Nauczyliśmy się słodycz udawać,

Trzymając w ustach pełną beczkę soli.


I w zakłamaniu patrzymy na siebie,

W oczach deficyt czegoś postrzegając.

Na własny temat niczego się nie wie,

Roszczenia innych wręcz w strachu spełniając.


Z głową spuszczoną między ramionami

Ciągniemy stopy z trudem po asfalcie.

Niechęć nas wiąże ciężkimi krokami

Wciąż stawianymi do przodu uparcie,


Trzymając w dłoni paragon na szczęście,

Którym jest karta, ale kredytowa.

Los się odwrócił przed nami na pięcie

I się pomyślność gdzieś skutecznie chowa.


Dzień za dniem mija jakby strzelił z bata.

Przed wschodem słońca z domu wyjeżdżamy,

A gdy zachodem noc się w łaski wkrada,

Z czołem przy stopach do siebie wracamy.


Trzask drzwi podkreśla jedynie samotność.

Cisza w mieszkaniu jak lód w szklance whisky

Podkręca myśli dokuczliwą głośność,

Co na biegunach straconej kołyski


Zda się kołysać wstręt do samych siebie

Na prawo, lewo wahadła ruchami.

Żyjemy w stadzie, lecz ciągle w potrzebie,

By być naprawdę i wreszcie nie sami.


Mało nas w sobie, jeszcze mniej w relacjach.

Świat wirtualny sobą szprycujemy,

Pławiąc się w kłamstwie najczęściej, w owacjach,

Na które (zda się) nie zasługujemy.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz