sobota, 22 lutego 2025

KOŃSKIE W ŻAŁOBIE

Starych kamienic widzę długie rzędy

Okalające skwerek przy kościele,

Nad którym były kasztanowe pędy,

A dziś się nad nim niebo nagie ściele.


Brukowa kostka pożarła chodniki

I fale kwiatów brzęczące pszczołami,

Kleksy zieleni tworzące trawniki...

Zniknęli ludzie razem z ławeczkami.


Ucichły ptaki, bo drzewa wycięto.

Warkot silników, gwar z betonu miasta

Wabiony w przyszłość rozwoju przynętą

W szarą przyziemność się boleśnie wrasta.


Historia zda się błądzić po ulicach

Niczym bezdomna, której łzawią oczy,

Płoną żałobą odblaskami znicza,

Gdyż po zbiorowym grobie z żalem kroczy.


Wszystko się zmienia, lecz świadomość czuwa

Jakoby harcerz, który wartę pełni.

Zamordowanych ludzi się odczuwa.

Krążą wśród żywych i wciąż są bezsenni.


Widzę ich dusze września dwunastego,

Gdy się na skwerku w milczeniu gromadzą

Pod strumieniami deszczu jesiennego...

Czy ktoś je widzi?!... Nikomu nie wadzą?!...


Kalendarz wskrzesza to przykre zdarzenie,

Kiedy naziści Żydów rozstrzelali.

Chociaż się prochem stało ich istnienie,

Ci ludzie zmarli wśród żywych zostali.


O, miasto moje!, choć lgniesz do przyszłości,

I choć się zmieniasz, pracujesz i bawisz,

Wciąż oplatają się cienie przeszłości

A wiatr nad nimi szumnie śpiewa Kadisz.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz