sobota, 17 sierpnia 2024

TAKI DZIEŃ

Taki dzień wspomnień dzisiaj mnie odwiedził,

Że, będąc samą, zasiadłam do stołu

Wśród tych, co z których każdy wzrokiem śledził

Mój gest i grymas od góry do dołu


Jakby czekając na sygnał niewielki,

Oznaczający szczere zaproszenie

Do przyjacielskiej, szczerej pogawędki

Przywołującej zamierzchłe istnienie.


Milczałam długo, w oczy się wpatrując

Ludzi już dawno temu pożegnanych...

Kalendarz z kartek zerwanych wertując,

Wróciłam w lata wiosen odzyskanych


I znów stanęłam pośród krętych ścieżek,

Co nad którymi drzewa się zrastały

A których nie ma... (że były - nie wierzę) -

Zielem bezpańskim wszak pozarastały.


W te same miejsca bym już nie trafiła,

Bo nie znalazłabym szlaku dawnego.

Droga mych kroków dziko się spowiła

Kokonem krzaków i trawska polnego.


Niekiedy bywam w tamtych stronach gościem,

Lecz tak jak dzisiaj... raczej nostalgicznie.

Przyjąć jest ludzi z tamtych stron dziś prościej,

By wskrzesić życie ich niemal magicznie,


O które kiedyś, będąc jeszcze dzieckiem,

Było mi dane otrzeć się przypadkiem,

Poznając jego dni przyziemnie świeckie

I te sakralne, jakich byłam świadkiem.


Siedząc przy kawie w gronie już odeszłych,

Nierzadko wchodzę do tej samej rzeki

Lat wspominanych z rozrzewnieniem, przeszłych -

W świat jak fikcyjny, choć wciąż niedaleki.


Wszyscy, z którymi zasiadam przy stole,

Patrząc w ich twarze jak na fotografie,

Ukształtowali mnie w tym łez padole,

Gdzie cień po sobie jedynie zostawię,


Kiedy mi przyjdzie odejść razem z nimi

I próg przekroczyć, nie dopiwszy kawy...

Tymczasem jeszcze dziś sobie siedzimy,

Krążąc pamięcią wokół wspólnej sprawy,


Jaką są chwile doświadczeń tych samych,

Podobnych doznań, relacji wzajemnych...

Teraz i w aurze zdarzeń wspominanych

Słyszę kół czasu turkot naprzemienny...


I tak mi dobrze, tak błogo na duszy,

Że aż mi ciało przestaje być bliskie.

Pociąg w mą przeszłość niebawem wyruszy,

Zaanonsuje podróż ostrym gwizdem,


Co wraz z tumanem skłębionego dymu

Wzniesie się w niebo ponad obłokami,

A ja kolebką stukoczących minut

Wśliznę się w zakręt długimi torami,


Za siebie patrząc przez okno otwarte

Na lasy, łąki, osady żegnane...

Zobaczę może, ile było warte

To moje życie wciąż w piersi trzymane.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz