mojemu synowi
Serce Ty moje, które to w kołysce
Splecionych ramion do piersi tuliłam,
Któremu dałam me marzenia wszystkie,
Przy którym noce bezsenne spędziłam…
Serce Ty moje z balonami w dłoni,
Ze słońcem w oczach i wiatrem we włosach;
Które motyle i dmuchawce goni,
Które biedronek szuka w zbożu kłosach…
Serce Ty moje, co ptaki znosiło,
Gdy się im skrzydła rwały z nieboskłonu,
I u którego zawsze tłoczno było,
Bowiem stworzenia chroniło w swym domu…
Serce Ty moje, bez którego życie
Koszmarem zda się, wielkim udręczeniem,
Jesteś Ty dla mnie nadzieją o świcie,
Nawet, gdy zmysłów przyjdzie umęczenie.
Nie wyobrażam sobie wszak bez Ciebie
Mnie, jako matki, kobiety, człowieka.
Choćby kto płacił gwiazd złotem na niebie,
Nie zazna szczęścia, które mnie dotyka.
Mam w Tobie wszystko i nic jednocześnie,
Bo przecież kiedyś też wyfruniesz z gniazda,
Ale za Tobą na jawie czy we śnie
Będzie mnie wodzić wspomnień wstążka jasna.
Patrzę na Ciebie i wciąż widzę chłopca,
Choć silne dłonie czuję na ramieniu…
Twarz poważniejsza, starsza, lecz nieobca,
Bo o tym samym w Twych rysach promieniu.
Jakże Cię kocham… - nikt to o tym nie wie,
A ja nie umiem słowami opisać.
Więdnę, jak liście na jesiennym drzewie…
Odejdę pewnie, zanim zacznie świtać;
Więc, że nieznana mi pora rozstania,
Pragnę przeprosić, co złe wyrządziłam
Wbrew mej miłości, wszelkiego starania…
Nie wiem, czy matką dobrą kiedyś byłam?
I o tym myślę, tego się obawiam,
Rachunki robię własnemu sumieniu.
O wszystko teraz Synku się oskarżam,
Gasnąc pokornie w głębokim milczeniu,
Bo zawsze przecież można było więcej
I stąd mój niesmak… - mało się starałam.
Czas mnie poganiał: „Prędzej! Prędzej!
Prędzej!”,
I ja się głupia porwać temu dałam,
A trzeba było wbrew wszelkim nakazom
Stanąć przy Tobie!, niech godziny lecą.
Tak!,… świat mnie poddał wszelakim zarazom,
Które ust ludzkich zrzędzeniem wciąż skrzeczą;
A trzeba było ręką w stół uderzyć!,
Zawalczyć dzielnie o miejsce dla Ciebie.
Dziś bez tych ludzi można przecież przeżyć,
Niczym o wodzie oraz suchym chlebie.
Za bardzo w innych się angażowałam,
Za bardzo chciałam zbawiać pokolenia.
Dziś przebudzona się wręcz zbuntowałam,
Lecz… czy to przeszłość chociaż trochę zmienia?
Mówią, że praca jest znakiem zwycięstwa,
Że niezależność jest szczerze bezcenna.
Dziś wiem!, że matka jest symbolem męstwa,
Relacja z Tobą więcej niźli piękna.
Wybacz mi role społecznego bytu.
Gdybym się tylko jednej poświęciła
I była matką od świtu do świtu,
Więcej bym wspomnień wspólnych ocaliła.
Dziś starą ręką otulam Twe dłonie,
Zaglądam w oczy Twe bladą źrenicą.
Wiedz! – moje serce tylko Tobą płonie
I Bogiem w Tobie Synu się zachwyca,
Boś jest stworzeniem godnym Twego Stwórcy,
Aż podziw bierze, żeś taki przystojny.
Czas mój powoli się Kochanie kurczy…
Czy będziesz matce Swej wybaczyć skłonny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz