Wygasam… niczym płomień nad stopioną świecą,
Jak słońce, co zachodzi pod powieką nieba.
Minuty, jak kamienie w studnię głuchą, lecą,
A wiatr żałobne pieśni w kominie mi śpiewa.
Za oknem szczygieł z kosem snują gwarne spory,
A wilga im wtóruje króciutkim gwizdaniem.
Nieśmiało, choć wyraźnie przepływa przez bory
Mysikrólika skoczne, błogie kołysanie…
Wiosna zda się za szybą wychylać powoli,
A ciało moje jesień otula swym ciałem.
Dusza pod niebem w deszczu używa swawoli,
A zegar drażni zmysły uparcie, zuchwale.
Dobrze mi jest, mój Panie, choć o suchym chlebie,
Bo pod dachem i w suchym pomieszczeniu ciszy,
W gronie osób, co dają mi serce w potrzebie,
I w marzeniach to, których przyszłość złotem błyszczy.
Nie dbam o to, że gasnę, bowiem kiedyś muszę.
Większa wdzięczność się we mnie budzi z każdą chwilą.
W mej pamięci, jak kwiaty we wazonie, suszę
Bukiet wspomnień ze wstążką podobną motylom.
Tak się cieszę, że byłam w tym miejscu przejazdem,
Że poznałam tych ludzi i te okolice.
Może kiedyś… Być może innym znowu razem
Życiem moim się świeżo, jak dziecko zachwycę?...
Włos mi siwy na chustę opada, jak pióro,
I zastyga samotnie na moim ramieniu.
Kiedyś z piór tych mnie skrzydła uniosą ku chmurom,
Tworząc całkiem podobną miłemu wspomnieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz