środa, 26 lutego 2020

MOJE CIAŁO...


Moje ciało nigdy nie jest nagie,
Nawet wówczas, gdy bez ubrań jestem.
Jest na nim wiatr niczym pióra pawie.
Jedwabiu nicią tuli je przestrzeń.

Topnieje na nim pył kwiatów polnych,
Z sosnowych czubków brokat strącony,
Ziół dotyk niby całkiem bezwonny,
Który żywicą jest doprawiony.

Spływają po nim krople wilgoci,
Co wczesnym rankiem rosą pączkuje,
Liści łzy, w których słońce się złoci,
I błękit niebios po nim skapuje.

Niekiedy pachnie twoim oddechem
Ubrane w płatki twych pocałunków.
Opancerzone czasami grzechem,
Splątane siecią różnych sprawunków

Staje w poświacie wschodów, zachodów,
W srebrnym szlafroku z blasku księżyca.
To moje ciało bez żadnych ozdób
W każdej sekundzie czymś mnie zachwyca.

To moje ciało w płaszczu starości
I pod woalem doświadczeń różnych,
I w rękawiczkach pracowitości
I w kapeluszu mych myśli próżnych

Wciąż spaceruje śladami ziemi,
Włos rozczesując szczotką gałęzi.
Pod parasolem świateł i cieni
Nagie, choć w tiulu promieni siedzi

I zachwycone naturą wokół
W koronkach drżących z zimna motyli
Spija z zegarów beztroski spokój
I głowę do snu powoli chyli.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz