środa, 12 lutego 2020

Z TOBĄ


Idę na spacer i twe kroki słyszę,
Co jeszcze bardziej akcentują ciszę.
Ptak w drzew bezlistnej z gałęzi pościeli
Z tej ciszy dźwiękiem drwić się nie ośmieli,
Więc wszystko wokół błogim jest spokojem,
Gdy o poranku idziemy we dwoje.

Wiatr mnie ramieniem swoim obejmuje,
Szelestnym szumem tłumaczyć próbuje,
Skąd się to wszystko wokoło tutaj wzięło
I tak naprawdę od kogo poczęło,
Więc się wsłuchuję w każde jego słowo,
Idąc przy tobie z rozmarzoną głową.

Woda palcami przejrzystego plusku
Trzyma się nurtem przybrzeżnego chrustu
I spod koryta łypie na nas okiem,
Jakby poiła się naszym widokiem,
Więc się na chwilę przy niej zatrzymuję
I pełną piersią zapach celebruję,
Co się kroplami bryzy w przestrzeń niesie
Jako żywica w drzew iglastym lesie.

Idę przy tobie ze „Zdrowaś Maryja”,
A świat wokoło mej modlitwie sprzyja:
Niebo się zdaje ukrywać swe skronie
W konarów w chwale rozłożone dłonie,
Echo powtarza słów moich pacierze
Każdy dźwięk głoski rozkochując szczerze
W ciszy, co klęczy przed wschodzącym słońcem,
Na której ustach nuty stygną drżące.

Wszystko się nagle zdaje kłaść przede mną,
Rozprzestrzeniając Nieba toń bezdenną
I odsłaniając mi Królestwo Boże,
Które na co dzień przebić się nie może
Przez tę zawziętą naturę człowieka,
Co zwodzi myśli, że swą śmierć przeczeka.

Idę przy tobie w głębokiej zadumie
A krok twój przy mnie bezszelestnie sunie.
Skrzydłem zahaczasz o przydrożne krzaki,
Budząc do Jutrzni śpiące jeszcze ptaki.
Dotyk twych oczu czuję na ramieniu,
Więc spaceruję w lekkim ukojeniu.

Czas nawet zdaje się nam towarzyszyć,
Modląc się obok w kryształowej ciszy,
Wstrzymał więc zegar wskazówek westchnienia
I połknął oddech w powadze milczenia,
Dlatego wszystko zapadło w bezruchu
Jak wyostrzone we skupienia słuchu
I pochylone poddańczo przed Bogiem,
Pod którym słońce promienieje progiem.

Idę spacerkiem przy tobie z ufnością,
Czując jak krzepisz mnie swą troskliwością.
Idę przed siebie z podniesionym czołem,
Puszczając w błękit spojrzenia wesołe
Jak gołębicę, co z arki Noego
Poszuka dla mnie drzewa oliwnego,
Bym kiedyś mogła w cieniu jego spocząć
I w twych ramionach, jak dziecko, odpocząć.

Tymczasem z tobą jestem tu i teraz,
Wciąż zaczynając od podstaw – od zera
Z tą samą, świeżą, szlachetną nadzieją,
Czując jak we mnie wartości pęcznieją
I jak się wiosna w mojej duszy budzi
Wbrew ciału, które nierzadko się trudzi.

Tymczasem z tobą nigdzie się nie spieszę.
Każdą sekundą, banałem się cieszę,
Każdą kruszynę jakoby bezcenną
Podnoszę wdzięcznie, co leży przede mną,
I z tych drobinek stłuczonej całości
Sklejam kontury swej osobowości…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz