Kimże ja
jestem Panie jeśli nie motylem,
Którego
trzymasz w dłoniach, by czuł się bezpiecznie,
Jeżeli nie
mizernym na sandałach pyłem?!...
Ty mnie
udoskonalasz i dajesz żyć wiecznie.
Kimże ja
jestem Panie jeśli nie grzesznikiem,
Któremu iść
przy Tobie często niewygodnie?...
A Ty mnie mimo
wszystko dajesz być świecznikiem,
Rozpalając
Swym Sercem jakoby pochodnię.
Kimże ja
jestem Panie jeżeli nie cierniem,
Który się w
skroń Twą wbija, myśli niepokoi,
Jeśli nie
biczem, który tnie skórę bezczelnie
I Twoją Krwią
Najdroższą żądze złości poi?!
Kimże ja
jestem Panie jeśli nie strapieniem,
Co Cię
zadręcza stanem bólu bezsenności?!
Kimże jestem
jeżeli nie w ręku kamieniem,
Którym tłum
chciał połamać Twe Najświętsze kości?!
Kimże ja
jestem Panie jeżeli nie krzyżem –
Jednym z wielu
drzazg, które na ramionach dźwigasz,
Jeśli nie (jednym
z wielu) nienawistnym Żydem,
Któremu Swą
Miłością codzienność obrzydzasz
I który się
domaga jak hiena Krwi Twojej,
Zwalniając
Barabasza łaską tolerancji?!...
Każdego dnia
łzy Twoje lekkomyślnie trwonię
Jakoby liście
w wróżbach zerwanej akacji.
Kimże ja
jestem Panie jeśli nie Judaszem,
Który Ciebie
przyjmuje z intencją nieczystą?!...
Świat widzi tę
obłudę i nad ludźmi płacze,
Bo pycha dusze
zwodzi w głębinę ognistą.
Kimże ja jestem
Panie jeżeli nie gwoździem,
Który Twe
dłonie, stopy przebija z lekkością?!...
A Ty pomimo
wszystko wołasz do mnie: „Chodźże”,
Rozkładając
ramiona troskliwą Miłością.
Kimże ja jestem
Panie i czym zasłużyłam,
Że całujesz mą
głowę – robaczywe jabłko,
Że całujesz me
ręce, którymi Cię biłam,
Że całujesz me
usta, co bluźniły gładko?!
Kimże ja jestem
Panie i co uczyniłam,
Że mi moją nienawiść
Miłością odpłacasz,
Że choć katem dla
Ciebie jestem, jak i byłam,
Ty się do mnie
jak Ojciec do pociechy zwracasz?!
Kimże jestem i
czemu pięknym za nadobne
Złym mi nie wynagradzasz,
a koisz, pocieszasz,
I do czego to wszystko
wszak bywa podobne,
Że cokolwiek nie
zrobię, za mną tęsknisz, czekasz?!...
Wstyd mi Panie,
że Ciebie tak bardzo zraniłam,
Że przeze mnie
wciąż cierpisz, w krwawym pocie szlochasz.
Na Ofiarę Miłości
Twej nie zasłużyłam,
A Ty pomimo wszystko
tak bardzo mnie kochasz.
Wdzięczność czuję
ogromną wszak z Twojej wierności
I wzruszeniem ma
dusza napełnia się cała.
Chciałabym mieć
Twą zdolność Panie do Miłości,
Abym siebie i innych
tak jak Ty kochała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz