Nie powiem,
gdzie jestem, abyś mnie nie zbudził,
Nie zahaczył o
nici mego nieistnienia.
Nie chcę
jeszcze powracać do zgiełku i ludzi…
Kocham stan
ten głęboki duszy rozmodlenia.
Niby jestem,
lecz na dnie ciszy przejrzystej,
Pod
przezroczem spostrzeżeń, myśli dryfujących,
W toni
kryształowej wody deszczem spowitej,
Pod tiulem
gwiazd w tej wodzie się odbijających.
Wszystko
czuję: echo, dźwięk, wibrację słowa,
Strumień
powietrza, które skórę mą całuje.
Do powrotu w
codzienność nie jestem gotowa,
Bo dusza nie
chce, a ciało jej nie rozumie.
Na krawędzi
jestem mego obłąkania,
Bo jak siebie
odnaleźć?!, gdy tu nie pasuję.
Rozkładam
ramiona gotowa do latania.
Skoczę w
przestrzeń!, niczego wszak już nie żałuję.
Niech mnie
trzyma na piersi niebo, jak matka,
Dłonią obłoków
koi drżące lękiem plecy,
Niech wiruję
ciężarem strąconego płatka
Niczym
wstążeczka dymu nad płomieniem świecy.
Nie powiem,
gdzie jestem, abyś mnie nie spłoszył,
Nie trącił
moich zmysłów niczym strun gitary.
Nie wpatruj się
we mnie i zamknij proszę oczy,
Zatrzymaj na ten
moment w mieszkaniu zegary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz