Mam wrażenie,
że nic nie ma, nic się nie liczy.
Wszystko wokół
przestało mieć jakieś znaczenie.
Tłumy
znużonych ludzi suną po ulicy.
Przerażające
bije z ich twarzy zmęczenie.
W szufladkach
marnej doby czy spraw osobistych
Czekają pod
kominkiem na znak wybawienia.
Kolor ich
skóry martwy i niemal przejrzysty
Odsłania nagą
duszę w stanie przygnębienia.
Nie cieszy już
plusk wody czy szelest listowia.
Nie wabi
zapach kwiatów doprawiany miodem.
Nie ważne czy
się słońce wznosi, czy też chowa…
Człowiek siedzi
skurczony, trzyma w dłoniach głowę
I oczy
wypatruje, gdyż tęskni potwornie,
Lecz nie umie
określić za kim, albo za czym?
Niby ma własny
kąt, a czuje się bezdomnie.
Nie potrafi
odgadnąć, czy cokolwiek znaczy?
Wkręcony w wir
nakazów niczym śruba w tarczę
Rdzewieje z
każdą chwilą niemal bezpowrotnie.
Chłostany
społeczeństwem niczym drzewa wiatrem
Dźwiga swój
ciężar życia i od trudów moknie.
Na dłoń
niekiedy skapnie mu monety kropla,
Lecz hiena
zobowiązań odgryza mu rękę,
Więc
zjawiskiem przez wiosnę odkrytego sopla
Można
stwierdzić, że szczęście ma człowiek niewielkie.
Poniżony,
wzgardzony chowa się w ukryciu,
By go świat
nie zobaczył w tak okropnym stanie.
Nieustannie
rozmyśla o codziennym życiu…
W piersi
szarpie mu serce zrozpaczone łkanie.
Ciągle w górę
jak Syzyf z kamieniem u szyi
Ciągnie ciało,
co buntem odmawia współpracy,
Czuje duszę,
co w bólu się kuli i chyli,
Pędząc żywot
na ziemi nędzny i żebraczy.
Taśmę jednak
obraca korbka znieczulicy,
Przesuwając
szeregi ludzi – eksponatów
Na betonowym
jęzorze wśród kamienicy
Niczym
łańcuchy stworzeń wyrwanych z zaświatów
I młoteczkiem
uderza, przebijając cenę
Poświęceń,
wyrzeczeń i niewolniczej pracy.
Cały proces
pogłębia zaszczute milczenie
Mózgów rozszarpywanych pazurami praczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz