środa, 2 października 2024

CAŁOPALENIE

Cisza przed burzą grzbiet swój ugina.

Zamarły drzewa wiatrem smagane.

Płaszcz krukowatych lotem rozpina

Prorok, co kracze wieści widziane,

 

Złowróżbną wizją się zakradając

W spokój zaszczuty przeczuciem złego.

Niebo na ziemię płaczem spadając,

Ma (najwyraźniej) dość już wszystkiego.

 

W człowieku bestia się narodziła,

Przez co świat stracił wszelkie wartości.

Liczy się dzisiaj bezwzględna siła

Odarta nawet z cienia litości.

 

Dziś na łańcuchach ludzie trzymani,

Przez polityków szczuci na siebie

Są już do szpiku tak zakłamani,

Że żyją tylko w krwiożerczym gniewie.

 

Adrenalina mózg im wyżarła.

Instynkt przetrwania zabił myślenie.

W sercu nienawiść miłość wyparła.

Umarło w człeku w przyszłość spojrzenie.

 

Pod sztandarami doznań przyjemnych,

Co gasną niczym iskry z ogniska,

Orszak wyruszył spraw beznadziejnych

A nad nim łuna krwi skrzepłej błyska.

 

Na podium stoi cielec ze złota,

Któremu horda cześć swą oddaje.

Na jego grzbiecie, powstawszy z błota,

Śmierć do swej piersi przytula zgraję

 

Głupców o oczach bielmem wygasłych,

Co za srebrniki siebie sprzedali.

Nie mając nawet już marzeń własnych,

Ludzie się władzy ślepo poddali

 

I, w gronie będąc jej zwolenników,

Bez konkretnego uzasadnienia

Gotowi zabić są przeciwników,

By polityków spełnić roszczenia.

 

Taką machiną manipulacji

Ruszył już kombajn miażdżący kości.

Na rozkaz całkiem niesłusznych racji

W przypływie strasznej wręcz bezwzględności

 

Przeżuwa ciała, rozgniata dusze

I spija soki słomką aorty.

Echo rozsiewa męki, katusze

Nadciągającej ku nam kohorty.

 

I nas zaleje wojna, i strawi!

Cierpienie będzie nas jeść łyżkami.

W koronie bydło się nami bawi,

Masy wyciśnie gorzkimi łzami.

 

Dajemy ciągle za nos się wodzić,

Mięsem armatnim będąc jedynie,

Choć nie powinno że nam się zgodzić,

By z „własnej” woli stanąć na minie,

 

Która wybuchnie nam pod stopami

I nas rozerwie w drobne kawałki,

Byśmy w grunt wsiąkli swej krwi kroplami.

Dziś człek charakter ma strasznie miałki.

 

Na Bliskim Wschodzie już bestia ryczy

I po sąsiedzku śmierć żniwo zbiera.

Wojnę los trzyma ledwo na smyczy.

Grób pod nogami gardziel rozwiera.

 

A my miast patrzeć na wyższe racje

I dbać o życie na własnym szczeblu,

Sprzyjamy głupcom, tworząc owacje,

Dążymy ślepo, lecz do ich celu.

 

Za polityków się między sobą

Żremy jak wściekłe psy w jednej klatce.

Władczy się bawią naszą swobodą,

Więc wolność ludu jest jak dmuchawce,

 

Marna ułuda decyzyjności,

Bańka mydlana tego, co teraz,

I sztuczny uśmiech martwej radości,

Która się smutkiem w codzienność wżera.

 

Łykamy kłamstwa jak czarny kawior,

Łudząc się bytem, co się polepszy,

Choć dziś jest niczym bezlistny jawor,

Który spróchniałą gałęzią sterczy.

 

Całkiem zdziczeniu żeśmy ulegli

I zatracili swe człowieczeństwo,

Bo politycy jak lis przebiegli

Już nam wmówili, że lęk to męstwo,

 

Bezmyślność stanem zaś jest mądrości

I obojętność siłą ze stali,

Służalczość znakiem w nas wrażliwości…

A my tańczymy jak nam zagrali

 

I wciąż skaczemy według wytycznych

Ideologii wręcz destrukcyjnej.

W skutkach pławimy się makabrycznych

Naszej natury (?!) strasznie naiwnej!

 

Czy zmartwychwstanie człowiek w człowieku,

Co dziś się gorszym zdaje od zwierza?!

Dziś wbrew zdolnościom, na przekór wieku

Sobie uparcie się sprzeniewierza.

 

Czarno się ścieli przyszłość w obejściu,

Widząc człowieka jak stracha w polu.

Każdy się miota w swoim nieszczęściu

I dźwiga krzyż swój trudów, mozołu,

 

Lecz… czy w tym wszystkim ma się sprzedawać

Za obietnice wyssane z palca?

Od tych na górze będzie odstawać

Jakby był częścią tylko z zakalca.

 

Przebudź się wreszcie nędzna istoto,

Której ślepotą oczy zachodzą

A do ust wpływa szambo i błoto,

I na kolanach nogi twe chodzą!

 

Weź swoje życie we własne ręce

I zacznij myśleć, lecz samodzielnie!

Niechaj ci zacznie bić martwe serce!

Nie traktuj duszy swojej bezczelnie!

 

Ciała przenigdy nie zaspokoisz.

Będzie cię dręczyć do końca życia.

Na litość boską, czego się boisz?!

Wyjdź z głową w górze wreszcie z ukrycia!

 

Żeś jest człowiekiem, to wyróżnienie.

Musisz kręgosłup mieć moralności!

A samodzielne, trzeźwe myślenie

Jest szczerym kluczem do twej wolności.

 

Wyrwij się z macek manipulacji!

Korzystaj z nauki w prawdzie bezwstydnej!

Nie dawaj głosu ludziom bez racji

I uległości nie miej naiwnej!

 

Czas powstać z kolan zdegradowania!

Nie jest ci bratem mniejszym zwierzyna.

Samozniszczenie dziś cię pochłania.

Wszystko się w tobie kończy, zaczyna,

 

Bylebyś zaczął kochać prawdziwie

I mądrze czynić na chwałę dobra,

Na ludzi patrzeć wreszcie życzliwie,

Bo los ci zawsze w dwójnasób odda…

 

Lecz!, czyśmy szansy swej nie stracili

Na bycie sobą we własnym domu?

Proch się od Wschodu Bliskiego pyli

I nie daruje życia nikomu…

 

Czas nam się kurczy, pękają liny

Mostu, co wisi między dobami.

Czy się do jutra nim przeprawimy?

Czy, tracąc życie, w dół pospadamy

 

Jakoby stado gnanych baranów

Składanych wojnie głodnej w ofierze

Przez polityczne układy panów

Nie działających wszak w dobrej wierze?

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz