Mgła się za oknem czai, ku mnie skrada...
Zza drzew wygląda i mnie obserwuje.
Szelestem liści, co wiatr zerwał, gada.
Siwym się włosem w gałęzie wplątuje.
Perłowej sukni ciągnie tren za sobą.
Zda się, że z brzegów rzeka wystąpiła
Jakoby mlekiem, nie zaś mętną wodą
I falą bieli cały świat przykryła.
Powoli piana powodzi opada.
Sterczą w oparach czubki łysiejące
Drzew niczym grzywy spłoszonego stada
Koni pędzących po zroszonej łące
Straszącej igłą przerdzewiałej trawy,
W której pajęczyn wnyki rozstawione
Przypominają tylko pled dziurawy,
Zerwaną z nieba obłoków zasłonę.
Powietrze pachnie ściółką zwilgotniałą,
Mchem, co korzenie zmurszałe obrasta,
Przelaną ziemią, w której pulsowało
Życie, a z której jeno grzyb wyrasta.
Ślimaki marzną nagie na chodnikach
Jak maść obficie wyciśnięta z tubki.
Splątane pędy w krwistych koralikach
Są jak splątane ze sobą sznurówki
Gorsetu, który świat w tali zaciska
I śnieżnobiałym płótnem go otula,
Srebrzy się światłem, co jak płowa iskra
Błyszczącą nitką w obszycia się wtula,
A nad nim przestrzeń niczym pierś karmiąca
Się lekko wznosi i miękko opada,
Oddechem płuca me napełniająca,
Z którym się szczypta ziół suszonych wkrada.
Zamykam oczy, a gdy je otwieram,
Świat różnobarwny w źrenicach mych płonie.
Jesień przede mną wzrokiem wręcz pożeram
I w jej mankiety wsuwam swoje dłonie,
Ażeby poczuć jej dotyk na sobie,
Doświadczyć życia, co mi się przygląda,
Z rozwianym włosem na siwiutkiej głowie
W szczelinę powiek opadłych zagląda
Jakby prosiło, bym się obudziła,
Październik bowiem skapuje z zegara,
Abym niczego w nim nie przegapiła,
Gdyż ten się dla mnie być tak pięknym stara.
Chłonę bez reszty i opamiętania
Dwudziestą ósmą kartkę z kalendarza.
Dojrzały bukiet swój wino odsłania,
I na upicie mnie życiem naraża,
Więc nie dbam o to, czy tak mi wypada,
Co będą ludzie o mnie rozprawiali!
Życie jest jedno - to jest jego wada.
Obyśmy zatem życia nie przespali!
Dwudziesty ósmy jest dziś października.
Nim się obejrzę, zima mnie odwiedzi.
Świadomość moją kukułka przenika,
Która na drążku już zegara siedzi,
Wszem obwieszczając, iż pora nastała,
Żeby się cieszyć tym, co los nam daje.
Wrze na mych ustach, w sercu, w myślach chwała
Za to, że badam moich dróg rozstaje,
Że nadal mogę się czasem częstować,
Który smakuje lepiej niźli kawior,
Że mogę jeszcze bycie celebrować,
Gdy się dokoła liście tańcem bawią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz