Kolejny dzień mnie sobą uszczęśliwił,
Na który może i nie zasłużyłam,
A mimo wszystko wcale mnie nie zdziwił,
Że dzięki niemu znów się obudziłam
Jakby po prostu był czymś oczywistym,
Co przysługuje każdemu bezwzględnie…
Wtem zawstydziłam się rumieńcem krwistym
Świadoma tego, iż czynię bezczelnie,
Bo przecież nie ma gwarancji na życie,
Które jak woda przez palce przecieka.
Nikt nie powiedział, że o bladym świecie
Powietrze w piersi ocuci człowieka
I mu pozwoli ocknąć się z otchłani,
Co go pochłania i na świt znieczula,
Marzeniem sennym uprowadza, mami,
Z śmiercią oswaja i w nicość jej wtula.
Nikt, nic na jutro przecież nie wskazuje
Jak na coś z góry hojnie przydzielane.
To więc, że stoję, oddycham i czuję
Odbieram jako mi podarowane
I tak po prostu… bez żadnej okazji
Na prezent, który wręczyć mi wypada.
Może z powodu kaprysu, fantazji
Szansa na dzisiaj w ręce moje wpada
Jak na loterii wygrana przypadkiem,
Jakiej spodziewać się wszak nie powinno?
Spoglądam w niebo nieśmiało, ukradkiem,
Pod którym robi się przejrzyście widno
I mimowolnie wypowiadam słowa
Szczerej radości, która mnie przepełnia.
Dzień wszak dzisiejszy przyjąć żem gotowa.
Niech się w nim wartość mej duszy wypełnia.
Krzyżuję dłonie w przypływie wdzięczności,
Bo mam znów zaszczyt w szelest się wsłuchiwać,
Patrzeć na ptaki, które z wysokości
Mogą świat cały wraz ze mną podziwiać.
Ponownie mogę oczy słońcem poić,
Ustami spijać wilgotne powietrze.
Za czasem w biegu znowu mogę gonić
I włosy puszczać latawcem na wietrze.
Zasiadam zatem do pracy w asyście
Zegara, który pobudza apetyt
Na jedno tylko tu i teraz życie
Mogące zgasnąć nawet dziś, niestety.
[grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz