Wbiegnę kiedyś ponad najwyższe szczyty świata.
Zatrzymam się nad nimi... zawisnę stopami.
Poczuję wiatr, co chmury jak szczotką rozplata,
Ze wszech stron się oplotę obłoków tiulami.
A, gdy niczym żagiel rozciągnę moje ciało,
Chwytając weń jak płótnem siłę niepojętą,
I gdy na wskroś mnie będzie drżeniem przeszywało
Powietrze mocą swoją nieziemsko namiętną,
Rozprostuję ramiona niemal niemożliwie,
Palcami przekraczając wszelkie horyzonty,
Ułożę się na brzuchu, dryfując szczęśliwie
Na grzbiecie w dal niesiona przez przestrzeni prądy
Niczym powiew, co spływa po grzywie, by wierzchem
Po ogonie konia ześliznąć się podmuchem...
Poczuję i doświadczę, że prawdziwie jestem
Kimś niemal wyjątkowym!, choć mizernym puchem.
Pode mną łaskotanie błękitu wypłynie.
Nade mną liczbą Grahama gwiazd nie policzę.
Na Ziemi się poświata księżyca rozwinie
Jakby wszechświat w strumieniach zarzucił kotwicę.
Kiedy Słońce cumami kontynent obwiąże
I od wschodu na zachód zacznie ląd holować,
Pewnie wyrwać się z macek przemijania zdążę,
Aby żyć! i starością móc się nie przejmować,
Bo... czym skóra jak worek parciany, zmurszały,
Kiedy dusza ptakami w locie się zachwyca,
Co się pod nią pękami kluczy rozsypały
Jak ryb lśniąca brokatem szmaragdów ławica?
Bo... czym warkot zegarów, natrętne cykanie,
Kiedy wokół milczeniem akustyka szepcze,
Rozciąga się bezkresne ciszy kołysanie
A echo głosu swego wolno puścić nie chce?
Bo... czym tu i teraz, kiedy przestwór przestworzy
Wzrok uwodzi i kusi swym nieokreśleniem,
Możliwości poznania rozpala i mnoży,
Przez co człowiek się spala i rodzi natchnieniem?
W te poziomy i piony nieokiełznanego
Kiedyś przyjdzie mi kroki od bruku odkleić,
Aby wzbić się nad szczyty szczytu najwyższego,
Nieważkością w przestrzeni lotów się rozścielić,
Żeby wiatr mnie unosił niczym mleczne zboże
Rozczesane łanami spokojnych odpływów,
Otulały lazurem świateł z wszech stron zorze,
Bym nie mogła wyjść nigdy z rozkoszy podziwów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz