środa, 19 czerwca 2024

BO WDZIĘCZNA

Za oknem wisi jak gęste firany

Deszcz, którym pachnie dość parne powietrze.

Dzień się przebudził, lecz wciąż jest zaspany.

Chyba nie wierzy, że się chmurność przetrze.


Słońca, choć świeci, w ogóle nie widać.

Chodniki mokre przemierzam spojrzeniem.

Mocna się kawa może znowu przydać

Parzona w ciszy z wielkim zamyśleniem.


Przykładam czoło do chłodnego okna,

Szyby przyjmując mokry pocałunek.

Usta mi zwilża ciecz ziarnisto - słodka,

Przy której chłonę dzień jak podarunek,


Bo przecież mogłam się dziś nie obudzić

I w nocy odejść przez śmierć zaskoczona,

A tak ponownie obserwuję ludzi,

Będąc jak oni życiem wyróżniona,


Przez co mi dane jest kosztować kawę

(pozornie tylko, że nic szczególnego),

Włosami w palcach się dotykiem bawię

I słucham wiatru w drzewach szumiącego...


Po raz kolejny szepczą do mnie drzewa,

W których się ptaki chórem rozśpiewały,

Grzebień gałęzi me myśli rozwiewa,

Co się szelestem w liściach rozgadały.


Po raz kolejny krople ciepłej wody

Na mnie spływają, zmywając zmęczenie,

Przez co się czuje człowiek ciągle młody,

Chociaż w nim gaśnie powoli istnienie.


Po raz kolejny wdycham kwiatów wonie

I zapach ziemi przyprawionej deszczem

Ciało zachłannie z apetytem chłonie,

Czując w środku przyjemności dreszcze.


Po raz kolejny mogę coś napisać,

Stworzyć od siebie na wzór Pana Boga,

Kosmiczny chaos uczuć ukołysać,

By mnie uniosła wewnątrz głusza błoga


Jak oceanów toń niedościgniona,

Której poruszyć nic już nie jest w stanie,

I która w bezkres błękitu wtopiona

Zdradza nieśmiało fal swych migotanie...


A przecież mogłam się już nie obudzić

Ze snu wiecznego, co powieki skleja.

Świt mógł mnie przecież z drogi nie zawrócić,

Co w przestwór gwiazd się wsuwa jak mierzeja,


Chlupotem czerni kroki zacierając

Stóp podmywanych siłą nieważkości...

Tymczasem, kawę znowu popijając,

Dane mi przyszło poczuć smak wdzięczności


Za życie, które w piersi się trzepocze

Niczym ćma w dłoniach lekko zakleszczona,

Co skrzydełkami opuszki łaskocze

Światłem słonecznym do tańca wabiona;


Za żar powietrza, co w płucach mych płonie,

Czyniąc z nich niemal maszynę parową;

Za wiankiem myśli oplecione skronie,

Za spacer w chmurach z rozmarzoną głową;


Za spokój, który jest mi przyjacielem

Pod jednym dachem ze mną mieszkającym;

Za mą przydatność, by zdobywać cele,

By radość dawać jej potrzebującym...


Szczęśliwa jestem! - nie, że bez kłopotów,

Cierpień czy trudów, co aż strach pokonać,

Że z przychylnością kapryśnego losu,

Przed którym często trzeba mi się chować,


Ale, że wdzięczna za bycia przywilej,

Za każde nawet westchnienie zegara,

Za to, że chociaż jest ciężko, zawile

Góry przenosi we mnie w lepsze wiara.


Szczęściem wszak nie są pięciu gwiazd symbole

Ni to, żeś zdolny zachciankom dogadzać,

A umiejętność, iż choć jest na dole,

W obłokach umiesz, wolnym będąc, chadzać


I za to właśnie wdzięczność bezgraniczna,

Która bezwiednie w człowieku rozkwita,

Która jest w sobie aż tak oczywista,

Że rozum serca się o nią nie pyta.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz