Jeszcze tak niedawno,
bo dni… kilkanaście…
Pewne sceny się
działy i sploty przypadków…
Nikt nie podejrzewał,
że któreś z nas zaśnie,
Że się życie składa
z dwóch, przeróżnych światów.
Jedna chwila za
drugą w kaskadach rozmowy
Spontanicznie spływały
po kamieniach czasu…
Nie byliśmy świadomi
kto z nas jest gotowy,
By na wieki zamilknąć,
nie uwolnić głosu.
Dzień się zbudził
i każde miało przekonanie,
Że nie zaśnie z
biletem ujrzanego wschodu,
Że żyć będzie dopóki
nowy dzień nie nastanie,
Przekraczając kolejny
próg słońca zachodu.
Rozłożone na stole
mapy i zapiski,
Filiżanka pełniutka
uszczypniętej kawy
I codzienność,
co dla nas była przecież wszystkim,
Czy plan oraz strategia
przemyślanej trasy… -
To wszystko w nas
zdradzało apetyt na jutro,
Niepohamowane łaknienie
bycia w drodze…
Szukaliśmy celów,
lecz, widać, na próżno –
Nie idziemy już
razem jak noga przy nodze.
To ostatnie słowo
i gest: „Do widzenia”
Zaskoczeniem się
stało w swej nieuchwytności.
Teraz miejsce po
tobie jest pełne milczenia…
Nikt w twych kątach,
prócz wspomnień, i nic też nie gości.
Nieświadomi ostatniej
chwili do przeżycia
I portu, w którym
dane nam zasnąć na wieczność,
Wynurzamy się w
strachu jakoby z ukrycia
Przerażeni, że
krucha jest nasza doczesność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz