wtorek, 8 lipca 2025

DRZEWO

Wyrwał los z serca korzeń przeszłości.

Włośników strzępki w nim pozostały.

Cień nad korzeniem zniknął radości,

Który wydarzeń sploty rzucały.


Zwoje konarów na świata strony

Pędy gałęzi młodych puszczały,

A każdy liśćmi był oprószony,

Więc te jak deszczem wiatru szumiały


I szeleściły, brzęcząc blaszkami

Niczym pszczół roje miodu spragnione...

Pod owym drzewem żyłam latami,

Których są resztki w dłoniach niesione


Wspomnień, co wodę w rękach trzymają,

Bym orzeźwieniem usta schłodziła...

Dziś kłęby witek mchem porastają.

Trawi je próchna zachłanna siła.


Pień pusty w środku echo uwięził,

Więc jęczy z bólu oraz rozpaczy.

Czas porozrywał pokrewieństw więzi.

Bezradna cisza, łkając, majaczy.


Drzewo zapałką na pół złamane

Sterczy nad ziemią, korą się krusząc.

Konary trawą pozarastane

Leżą w niemocy, źdźbłami się pusząc.


Wyrwał z korony mnie wir powietrza

Jak owoc, w który los wbija zęby;

Rzucił jak pestkę żar mego serca,

By zapuściło korzenne pędy


W grunt pulchnej ziemi, gdzie żyć mi przyszło,

W przestrzeń będącą szklistym bezkresem,

W której szum wody nie pluszcze Wisłą,

A wiatr nie pachnie polskich zbóż mlekiem.


Stojąc nad łanem ze słoneczników,

Nad którym krążą kropki na skrzydłach,

Przypominając rzędy guzików,

Szukam przystani jakoby widma.


Błękit osiada bawełną w bieli

Na kwiatów płatki błyszczące złotem.

Łan słoneczników w owej pościeli

Budzi, by patrzeć, we mnie ochotę,


Więc się nie spieszę, w trawie siadając,

I wzrokiem bujam nad ów kwiatami,

Skowronków w górze tęsknie szukając,

Co ludowymi kwilą pieśniami,


Lecz w słońca lśniącej, ciepłej poświacie

Prócz lazurowych toni spokoju

I kluczy ptaków mknących w fregacie

Jakby ruszały z krzykiem do boju


Nie jestem w stanie dostrzec skowronka,

Co by dzieciństwo pod niebem chwalił.

Oko w obłokach tylko się błąka

I się na smutek w sercu mym żali...


Za łanem widzę kępy liściaste

Lasu, co spływa aż za horyzont,

A w nim dachówki wznoszą się miastem

Niczym z pocztówki przepiękny widok...


I w tym momencie myśl mnie dotknęła -

Osiadła dłonią na mym ramieniu,

Że obca ziemia mnie przygarnęła,

By sens przywrócić memu istnieniu.


Stopa za stopą przed się ruszyłam...

Drzewa, co wrasta w skrzypy, próchnieje,

Pęd wciąż bezlistny gruntem przykryłam,

Mając na życie jego nadzieję.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz