czwartek, 23 maja 2019

SEN


Sen kusi me powieki, wabi tajemnicą,
Marzeniami prowadzi w miejsca nieodkryte.
W dali twarz mą odsłania przyszłość bladą świecą.
Rysy są nieuchwytne i lekko rozmyte.

Dokąd zatem prowadzi ta droga w półmroku?,…
Która wije się wstążką bezimiennych kroków.
Co się tak niestrudzenie przegląda w mym oku?
Co się kryje pod kapą sunących obłoków?

Wiem, że jestem już dalej niż godzinę temu,
Chociaż czas zda się z miejsca nie ruszać w ogóle.
Ktoś ciągnie mnie do przodu wbrew wszystkim, wszystkiemu.
Widzę cień Tego Kogoś w najmniejszym szczególe.

Życie moje się toczy, lecz jakby poza mną,
Jakby Ktoś mnie obsadził w trzeciorzędnej roli.
Scenariusz napisany jest dłonią staranną,
Ale nie dla mych pragnień, więc niekiedy boli,

Że tak wiele przez palce przecieka jak woda,
Że się kończy za szybko lub wcale nie bywa,
Że w nadziei jedynie jest życia osłoda,
Że historia mi obca staje się prawdziwa.

Nie wiem, czy jutro jeszcze przekroczy próg domu,
Czy zajrzy do mnie w gości chociażby na chwilę?
Czekam w mej samotności, nie wierząc nikomu,
Wiem bowiem jak nierzadko sama też się mylę.

Sen krąży wokół niczym cierpliwy duch końca.
Zasiada nieraz obok na trzeszczącym krześle.
Patrzy na mnie jak czekam, wypatrując słońca,
I uśmiecha się szczerze, gdy świtem się cieszę,

Jakby znów mi darował dzień jeden w prezencie
Bez żadnych ceregieli, bez wstążek, kokardek –
Po prostu skromnym biciem poruszone serce,
Pamiętnik ze stronicą jeszcze czystych kartek…

I zda się: nic wielkiego, bo to tylko tyle,
Lecz dla mnie to bezcennym wydaje się skarbem.
Każdy oddech z mej piersi jak w kwiatach motyle
Bywa niczym szczególnym w porównaniu z wiatrem,

Ale kiedy się przyjrzysz motylom na łące,
Kiedy spłoszysz ich stada z kielichów kwiatowych,
Poznasz piękno niezwykłe, gdy skrzydeł tysiące
Spłyną na ciebie deszczem płatków kolorowych.

Tak bywa i z oceną ludzkiej codzienności,
Którą to sen zwodzi pokusą odprężenia,
Niosąc każdym wydechem duszę do wieczności
Niczym świetlika w lampie wszelkiego istnienia.

Przykładam zatem głowę do mojej poduszki.
Zasypiam z niepewnością, czy rankiem się zbudzę?...
Rzęsy się splatają niczym ścieżki i dróżki
Na szlaku, na który... być może nie powrócę.

Dobranoc ciało moje zmęczone wstawaniem.
Dobranoc ma duszo, co wzbić się chcesz do lotu.
Kończę dzień owym krótkim, wdzięcznym pożegnaniem.
Zasypiam spokojna, nie czyniąc wam kłopotu.

A, jak będzie jutro i czy wzejdzie ponownie?
Czy się zmysły przebudzą, czy dusza w dal czmychnie?...
Nic nie powiem, by zasnąć, lecz nie gołosłownie.
Może bańką mydlaną moje życie pryśnie?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz