wtorek, 25 marca 2025

JUŻ SIĘ NIE BOJĘ

Już się nie boję rozdroży w drodze,

Zakrętów, które nic nie zdradzają.

Za słońcem wzrok swój jedynie wodzę

Ku gwiazdom, które z nieba spadają.


Niestraszne mi są dni, co nieznane.

Jutro w mym życiu wszak nie istnieje.

Wdzięcznie traktuję to, co mi dane,

Mając jedynie skromną nadzieję


Na los, co który się nie odwróci

Z walizką rzeczy mi odebranych...

Czas utracony już nie zawróci

Do miejsc i ludzi dziś wspominanych.


Zatem po śladach mych nie powracam

Tam, gdzie mnie z wczoraj pozostawiłam.

Powoli siebie samą zatracam.

Każda mnie strata w tą z dziś zmieniła.


Z zachodem słońca siadam nad wodą,

By twarz swą ujrzeć w jej tafli śpiącej,

Poznać kobietę już nie tak młodą,

Co skrzy pajęczyn włosem na łące.


W szumie traw szukam mego oddechu,

W szeleście liści myśli w debacie

I spijam bycie me bez pośpiechu

W przylegającej do piersi szacie


Mgły, co się wznosi o bladym świcie.

Rosą me ciało do życia budząc.

Spisuję słowa mych ust w zeszycie,

Szeptem warg w krzyku niemym nie trudząc,


Żeby nie spłoszyć lękliwej ciszy,

Co akustyką jest filharmonii.

W jej głosie dusza sumienie słyszy,

Które wyrzutem jej spokój goni...


Już się nie boję ludzi z kamieniem,

Co im wyrasta z dłoni w ataku.

Karmię ich tylko głuchym milczeniem,

Idąc stabilnie po grząskim piachu.


Samotność dzisiaj nie budzi lęku,

Choć drzwiami skrzypi pustego domu

I dzwoni kluczy bukietem w pęku,

Nie dając podejść pod próg nikomu.


Dotyk okładek mnie uspokaja,

Emocje głaszcząc jakoby kota.

Pióro zaś w ręku moim pozwala,

Aby płonęła we mnie ochota


Do podbijania niemożliwego

Na podobieństwo orłów pod niebem,

Które potęgą skrzydła prężnego

Krążą swych lotek bezdźwięcznym śpiewem;


Do bycia sobą na przekór tłumom,

Które tresurą codziennej taśmy

Jak twór fabryczny na oślep suną

W tunel istnienia mroczny i ciasny.


Już się nie boję prawdy, szczerości.

Uczciwość bowiem, lecz z samą sobą!,

Jest przywilejem - stanem wolności,

Co nie opisze wszak żadne słowo.


Nie!-bliższa ciału memu koszula,

Ale sukmana, co świat przyziemny

Od bezwstydności chroni, otula,

Przez co się staje nadal tajemny


I wciąż powabnie zaskakujący,

Mimo że niemal w zasięgu ręki,

I ciągle piękny, inspirujący,

Kojący wszelkie bóle udręki.


Już się nie boję, bowiem dojrzałam.

Teraz... przekwitnąć i uschnąć trzeba,

By - bo już sedno życia poznałam -

Ustąpić miejsca pod flagą nieba


Tym, co okrętem ku lądom płyną

Sztormem młodości nieoszczędzani,

Gdyż, gdy do portu swego zawiną,

Wreszcie przemówią mymi słowami:


Już się nie boję rozdroży w drodze,

Zakrętów, które nic nie zdradzają,

Ludzi, od których chrońże nas Boże,

Kamienie w dłoniach mściwych ściskają.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz