Wieść przez wioski się przedziera:
Wąsosz miała Kissingera!
Na Przymiarkach mieszkał przecież,
Znany dobrze w swoim świecie,
Tym przydomkiem człek nazwany
I jegomość szanowany
Przez mieszkańców ów osady,
Gdyż nie szukał z nikim zwady
A żył w zgodzie z sąsiadami,
Nie ubliżał im słowami,
Nie dokuczał złośliwością
Oraz służył życzliwością.
Henry-k dobrym był człowiekiem,
Choć zdziwaczał nieco z wiekiem.
Nie uchylał się od pracy.
Wiedział, co też bieda znaczy,
Więc nikomu nie zazdrościł,
A nie szczędził tym litości,
Którzy kiepsko się trzymali
I pod górkę zasuwali,
Przez co zawsze był pomocny,
W ruchach zwinny, szybki, skoczny,
Co sprzyjało trudom w pocie,
Gdy grzbiet zginał przy robocie.
Skąd się wzięło to przezwisko?
Zaraz wytłumaczę wszystko!
Heniu kumpla miał stałego,
Przyjaciela z nim zgranego,
Z którym razem pracowali,
A gdy grosza przytulali
Po kielonku po robocie
Czy to w deszczu, w słońca złocie,
Rozprawiali i śpiewali,
Dawne czasy wspominali.
Heniu z Pietrkiem, Pietrek z Heńkiem
Mieli wady, lecz maleńkie.
Obaj bowiem ci chojracy
Nie do zdarcia byli w pracy!
Złego słowa nie wypowiem
I zaprzeczę, gdy się dowiem,
Że to były tylko trzpioty
Wręcz niezdatne do roboty,
Że to były lekkoduchy.
Nie okażę wówczas skruchy!
Nie okażę zrozumienia,
Gdy te podłe oskarżenia
Rozpowszechnią wstrętne plotki!
Żaden z nich (fakt!) nie był słodki,
Lecz normalne to dla chłopa,
Kiedy wzbiera w nim ochota
Na chwileczkę zapomnienia,
Ust w gorzałce zanurzenia,
Choć! - zaznaczyć teraz muszę,
Bo inaczej się uduszę -
Każdy z nich pod wpływem trunku,
Co był częścią poczęstunku
I zapłaty za robotę,
Miał maniery niemal złote
Oraz jedną upierdliwość,
Którą wspomnę przez uczciwość.
Pietrek gadał nieustannie,
Słowa cedząc tak starannie
Jakby w sejmie lub w senacie
Brał wręcz udział przy debacie.
Mowa z ust się jego lała
I znużeniem zalewała
Skazanego nań słuchacza,
Co któremu nie uwłaczał
Ani słowem, ani gestem,
Dając jeno wyraz: Jestem!
Z Heniem było dość podobnie,
Chociaż dziwnie, niewygodnie,
Bowiem Henry-k po kielichu
Prawił głośno, nie po cichu,
I jakoby poliglota,
Kiedy naszła go ochota,
Po angielsku z ludźmi gadał,
Którym płynnie, sprytnie władał,
Mimo że się go nie uczył.
Nie dlatego, że się włóczył,
Lecz z powodu komunizmu,
Co był cieniem stalinizmu
Tresującym wszystkie dzieci,
Że młot z sierpem złotem świeci.
Wszyscy we wsi się dziwili,
Bo gdy Heńka ugościli
Wodą z ognia lub wineczkiem,
Ten (dosłownie) za chwileczkę
Po angielsku prawił płynnie,
Co nie brzmiało nic dziecinnie,
Lecz poważnie i dostojnie.
Jak możliwe to?... Któż pojmie?!
A ton wzniosły i dostojny
Swych przemówień krwisty, płonny
Wnet przerabiał na śpiewanie -
Gwiazd muzyki odtwarzanie,
Brzmiąc jak Kelly wręcz Family,
A za moment (w jednej chwili!)
Jak wszem znany Demis Roussos,
Co się wznosił ponad głuszą,
Angielskich słów powtarzaniem,
Których Anglik nie był w stanie
Rozszyfrować i zrozumieć,
Choć swój język winien umieć.
Z tej to właśnie że przyczyny
O Henry-ku usłyszymy,
Iż był we wsi Kissingerem -
"znał" języków bowiem wiele,
Co mu sławę zapewniło
I przydomkiem ów ochrzciło,
Przez co wieś się może chwalić,
Że też kiedyś tu mieszkali
Wręcz w sąsiedztwie Kissingera
I to! będzie prawda szczera.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz