Rok się już kończy, spakował walizki
I osiadł kurzem na meblach w mieszkaniu.
Nie miał ochoty na chwilę rozrywki.
Milczał, gdy myślał o naszym rozstaniu.
Usiadł przy stole oraz wzrok zawiesił
Na kole tarczy, co w szprychach wskazówek
Gnało do przodu, na co wręcz się cieszył...
Aby zaprzeczyć, nie szukał wymówek.
Krzyczałam obok chaosu myślami,
Które cedziły wszelkie wydarzenia.
Nie przejmowałam się swymi latami,
A tym, co ludzi w bryły lodu zmienia.
Z następnym rokiem będzie pewnie gorzej,
Biorąc pod lupę poprzednie dekady.
Za życie płaci człowiek coraz drożej,
Gdyż się dopuszcza człowieczeństwa zdrady.
Kabzą wypycha jak parcianą kukłę
Duszę, co pruje się jak stara szmata...
Patrzę na włosów oszronione pukle -
Żadna to rozpacz oraz żadna strata..
To, co się dzieje, tak mnie zniechęciło
Do zachłanności na przyszłość bezkresną,
Że byt by musiał mnie zatrzymać siłą,
Żebym się stała przy nim długowieczną.
Tęsknię... - powiadam, w ten rok wzrok wtapiając -
Za tym, co dawno na zawsze minęło -
I mimowolnie łzy pod but rzucając,
Czułam, że nogi nagle mi podcięło
Mocne wzruszenie nostalgii maczetą,
Więc utraciłam możność poruszania.
By pójść przed siebie, nie umiałam przeto
I miałam zgodę na ten fakt rozstania.
Dłoń w szorstkiej skórze na blat wyciągnęłam,
A rok ją objął rękami zimnymi.
Ku niemu kibić przez stół lekko zgięłam,
Szepnęłam - Żegnaj - oczami smutnymi,
Wiedziałam bowiem, że znów wiele tracę,
Że po nim będzie, lecz (najpewniej) gorzej.
Czas w rzeczywistość wniósł złocistą tacę -
Karty, co wróżą cierpień i krwi morze,
Jeżeli człowiek nie wskrzesi wartości
I się nie ocknie z duchowej martwoty,
Nie zwróci władzy prawdziwej miłości
I nie wyrzeknie się własnej głupoty.
Wolność - ta ciągle błędnie rozumiana -
Bezwzględnie ludem ślepym zawładnęła.
W obojętności grzęźnie po kolana
Ludzkość, co przeciw sobie wysunęła
Działa potężne ciężkiej amunicji,
Z których egoizm, pycha ku niej leci,
Kłamstwo skażonej kłamstwem definicji
I wirtualnie tresowane dzieci,
Rygor brutalnej, społecznej selekcji
Oraz uległość wobec poniżenia,
Jałowość oraz ugór życia lekcji
Ze względu na swój tylko punkt widzenia...
Jeżeli musisz, - zwracam się do roku,
Który jest gotów, aby ruszyć w drogę -
Idź i za sobą nie wódź mego wzroku,
Za tobą bowiem jeszcze pójść nie mogę.
Zostanę... - wzdycham - Na jak długie lata? -
Tego rozeznać nadal nie potrafię.
Los z Nowym Rokiem mnie (zda się, że) swata,
Więc pewnie trochę wciąż tutaj zabawię.
Spojrzał w me oczy Stary Rok zmęczeniem
Jakby przeczuwał, że się zło wydarzy.
Człowiek żongluje szczęśliwym istnieniem,
Bo z własnych kości pałac mu się marzy,
Więc nie zdziwiło mnie jego spojrzenie,
Które - Uciekaj! - wrzeszczało okropnie.
Wydałam z siebie bezradne westchnienie,
Dźwigając wiedzy tej jarzmo... samotnie?!
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Taka smutna rzeczywistość nas czeka. Niech Bóg da nam siły do udźwignięcia grzechów pokoleń.
OdpowiedzUsuńNiestety... Nic nie wskazuje na lepsze. Niewielu zaś podtrzymuje nadzieję, że gorzej nie będzie
OdpowiedzUsuń