czwartek, 12 grudnia 2024

DOJRZAŁOŚĆ MOJA...

Dojrzałość moja... ciągle niedojrzała.

Niczym dziewczynka w kącie nadąsana,

Która na przekór światu będzie stała

Czołem do ściany przez upór wtulana.


Życie na grochu klęczeć że jej każe,

By ją w ten sposób nauczyć pokory,

A ona, klęcząc, wcale się nie maże.

O dziwo!, trzyma dystans do kar spory,


Mając je nawet za stan oczywisty

Codziennej drogi w nieznane pod górę,

Ku której obraz zewsząd gęsto-mglisty

Zdaje się stawać wręcz obronnym murem,


Fortyfikując dni, noce niewzeszłe,

Datę, godzinę nieuchronnej śmierci...

Moja dojrzałość szansę wciąż ma jeszcze,

By spić dorosłość z powietrzem w swej piersi.


Tymczasem siedząc z nogami w fotelu,

Brodę do kolan ufnie przyklejając,

Wśród wspomnień, myśli oraz uczuć wielu,

Milczy... przez szyby na świat spoglądając,


I się nie widzi w tym zgiełku, chaosie,

Co ulicami rwie jak wrząca rzeka.

Moja dojrzałość o bezdźwięcznym głosie

Krzyczy i wrzeszczy, i cierpliwie czeka


Na moment, w którym przemówią zegary,

Zgrzyt ziarnka piasku pod obcasem skona,

Rozpierzchną ludzie się ułomnej wiary,

Opadnie dymna nareszcie zasłona,


Praca pochłonie tłumy rozbiegane

I się oczyszczą jęczące chodniki,

Wiatr pozamiata ścieżki rozdeptane,

Cisza nie pierzchnie spłoszona przed nikim,


By znów się przejrzeć w przestrzeni jak w lustrze,

By znów powrócić do własnych korzeni...

W kubku nareszcie żółtka z cukrem utrze,

Siedząc na schodach w strumieniach promieni


Pośród fal trawy ukwieconej miodem,

Pod skowronkami śpiewem rozsianymi...

By wskrzesić przeszłość nim powieje chłodem,

Nim w dal się ruszy szlakami prostymi,


Na których dzień jest bliźniaczo podobny

Do dnia, co mija wręcz niepostrzeżenie,

A czas się staje coraz mniej łagodny,

Gdy szronem włosów pączkują grzebienie...


Moja dojrzałość - charakteru siła,

Temperamentu koń nieokiełznany.

Moja dojrzałość przez gmin się przebiła,

Poczuła wolność, zrzucając kajdany


I wodospadem kartek, atramentu

Zadumy prądem wszem się rozszumiała.

Dojrzałość moja u boku zamętu

Sobą prawdziwą we mnie pozostała


I niczym wino, które leżakuje,

Aby z bukietów wycisnąć skarbnicę,

Nad samą sobą bez przerwy pracuje

Jak w roju pszczelim, brzęcząc, robotnice.


Kimże więc jestem? - pytam dojrzałości,

Gdy ta w milczeniu wciąż mi się przygląda...

Z piersi mej ziemi sącząc krew polskości,

Dziś obce dobra poznaje, dogląda


I koniuszkami wyrwanych korzeni

Tożsamość w sobie z bólem pielęgnuje...

Dojrzałość moja w kapeluszu cieni

Nadal samotnie przed siebie wędruje


I pielęgnuje w sobie, co najlepsze,

Szukając śladów tego, co minęło.

Dojrzałość moja... niedojrzała jeszcze,

Choć po nią życie brutalnie sięgnęło.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz