Z oddali sinej wrzask się pusty wyrwał
Jakby w rozpaczy
ktoś, wyjąc, zawodził
I akustyki
wibracjami przywarł
Do ciszy, której
nawet nie zaszkodził.
Drzewa zamarły
napięte jak struna,
Stojąc na
baczność sparaliżowane.
Z błękitów nagle
krystaliczna łuna
Odbiła w tafli
połacie zalane
Drobniutkim
deszczem, ale intensywnym,
Co siąpił, łkając
najpewniej ze strachu,
Strumykiem rwącym
i niezwykle zwinnym
Stukał w parapet,
ślizgając się z dachu,
I w szybach
dzwonił, w liściach zaś grzechotał,
I o chodniki w
mak się rozpryskiwał…
Naszła mnie nagle
przedziwna ochota,
By – jak ja jego –
i on mnie podziwiał.
Wrosłam więc w
okno, wzrokiem za nim wodząc.
I krzyk milczenia
mi w tym nie przeszkadzał.
Stopami boso po
kałużach brodząc,
Czułam jak
chłodem mym myślom dogadzał,
Zmywając troski
oraz niepokoje,
Ciężar ściągając z
ramion obolałych…
Miałam wrażenie,
że przez me pokoje
Przeciągu nurty w
tańcu wirowały,
Czyniąc mnie
lekką i niedoścignioną
Dla siły, która
niczym gwóźdź mnie wbija
W Ziemię
skostniałą i życiem zmęczoną,
Co nim się zjawi…
bezpowrotnie mija.
Okno na oścież
zatem otworzyłam,
Bo dusza rwała
się jak ptak do lotu,
I rozmarzona oczy
przymrużyłam
A tembr mnie poił
plusku, i stukotu
Niezwykle błogim
uczuć wyciszeniem…
Trudno mi było
się oprzeć radości,
Iż było dane mi jeszcze
istnieniem
Zaznać o świcie
takiej przyjemności.
To nic, że w
deszczu świat cały skąpany
Do suchej nitki zda się przemoknięty.
Preludium w
drzewach grają fortepiany…
Wyparły wszystkie
dęte instrumenty.
Przejrzystość
dźwięków niemal diamentowa
Szarość i smutek
natychmiast wyparła.
Namiętność bytu
więcej niż duchowa
W posępność czasu
rozkosznie się wżarła,
Dzięki to czemu
czuję jak dryfuję,
Na gwiazdach
leżąc przy słońcu wschodzącym.
Dzień ten
spłakany z euforią przyjmuję
I ruszam krokiem
nieprzynależącym
Do grawitacji,
która tych krępuje,
Którzy się dziury
w całym doszukują.
Pod prąd i z
wiatrem natchnienia żegluję
W sztormie fal,
co mnie z pychy obmywają
I oczyszczają z
ułudy przekonań
O tym, że jutro
też mi się należy.
W hałasie znikąd
przeraźliwych wołań,
W których się
zazdrość ludzka na mnie szczerzy
Szukam szczeliny
i przystawiam ucho
I wnet się w
pluskach chaos porządkuje,
Rwetes przemawia
z nieśmiałością głucho,
Szczęście
kroplami w me ciało skapuje.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
😊
OdpowiedzUsuń