Kiedyś wypłynę na
szerokie wody
Bezkresnych
kłębów nieba wzburzonego
Na skrzydłach
dzikiej namiętnie swobody
Ciała i ducha
prawdziwie wolnego,
I niczym sokół
wyrwany do lotu
Przestrzeni w
słońcu pięknem niepojętym
Zawisnę w górze
ponad siłą wzroku,
Patrząc przez
gwiazdy na ten świat przeklęty,
Który zasadza
wnyki dróg, chodników,
Torów, co blizną
szyn w ziemię wrastają,
Który jest głuchy
na trele słowików,
Szelestów,
szumów, co z pluskiem gadają,
Który ma za nic
wszystko niepojęte,
Nawet mądrości
kaprysem urąga,
Który już zdeptał
niemal to, co święte,
I posłuszeństwa
bezmyślnego żąda,
Który mi ciąży
jak kul u nogi
I swą brzydotą z
wszech stron ogranicza…
Kiedyś się wyrwę
w spokój iście błogi.
Kiedyś mnie
porwie natura dziewicza
I będę patrzeć na
spadziste dachy
Niczym na pola w
bruzdy zaorane,
Na trzepoczące
między nimi łachy,
Co są na
sznurkach praniem wywieszane,
Na betonowe ulice
i ludzi,
Którzy jak nurtem
rzeki przepływają,
Na dzień, co w
oknach leniwie się budzi,
I na wieczory, co
krwią się wtapiają
Światła w agonii
tuż nad horyzontem,
Z którego wspina
się noc niewidoma,
Anonsowana latarń
jasnym prądem
Wzdłuż
krawężników gdzieś w dal prowadzona.
Nie zejdę na dół,
by stopami dotknąć
Ścieżek asfaltem
w powierzchnię wgryzionych.
Wolę w obłokach topniejących
moknąć
Wiatrem w
przestworza gęsto rozproszonych,
By z lekką ulgą
patrzeć na świat z góry
Szczęśliwa, że
mnie w swe sieci nie złapie,
Przez dryfujące
bez pośpiechu chmury
Z dala od czasu,
który dyszy, sapie,
Będąc ściganym
poprzez ponaglenia,
Szantażowanym
niepunktualnością…
Ja kiedyś spełnię
najskrytsze marzenia,
By świat
zmęczony, podszyty podłością
Podziwiać z góry
jakby z lotu ptaka,
Co skrępowania
żadnego nie czuje,
Błądząc po
jeszcze nieprzetartych szlakach,
Gdy w nieważkości
swe skrzydła prostuje.
Kiedyś tak będzie
i wiem to na pewno.
Już bowiem klucza zgrzyt w zegarach słyszę,
I dźwięk, którym jęczy w podłodze drewno,
Drażniąc gdzieś w
kącie wciąż drzemiącą ciszę.
Drzwi się
niebawem na oścież otworzą
I przejdę przez
nie wręcz w rześkie powietrze,
Ręce się moje szeroko
rozłożą
I dotknę nieba
swym ciałem nareszcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz