Na Twoich
dłoniach jak motyl na płatku
Kwiatu, który
ufnie kielich przed nim chyli,
Będę z uwagą
przyglądać się światu
W każdej
bezszelestnie mijającej chwili
I choćby wokół
wszystko się kruszyło,
Obumierało w
bezdusznej znieczulicy,
Zatrzymam w
sercu to, co obok było,
Przejdę jak
żebrak po ścieżce, ulicy
I zbiorę każde
bezcenne doznanie,
W oczach
zatrzymam twarz każdego człowieka
I gdy mnie
uśpi czasu kołysanie,
I kiedy mnie
porwie lat płynących rzeka
Rozchylę
skrzydła by wiatr mnie opłynął
I by mnie
oderwał od Twych palców dłoni.
Wszyscy i
wszystko gdzieś, kiedyś przeminą,
Lecz ja
odfrunę ze słońcem na skroni,
Bo te drobiny
stłuczonego lustra,
Co dla wielu
ludzi nic przecież nie znaczą,
Są prawdą, w
której przegląda się ma dusza –
To łzy, które
nad kimś lub nad czymś wciąż płaczą.
Trzeba się w
końcu pogodzić z odejściem,
Aby godnie
kiedyś odfrunąć w nieznane;
Śmierć traktować
jak naturalne przejście
W miejsce Słowem
Prawdy ludziom obiecane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz