Spojrzałam śmierci w jak smoła źrenice,
Co oczodoły czernią wypełniały
Odbijającą lustrem moje lice
I oczy, które jej okiem widziały
Mą duszę z ciałem w prawdzie tak bezwstydnej,
Aż świat szczerością wręcz zatrważającej.
Spojrzałam śmierci... spokojnej, niewinnej...
W źrenice życie ze mnie spijające
I nie poczułam strachu ani gniewu,
Że się zbyt wcześnie po mnie pojawiła.
Codzienność nagle zatrzymana w biegu
Wokół przeźroczem świateł się rozmyła.
Dłoń wyciągnęłam z losem się swym godząc,
By stopy wrosły w jej przede mną ślady.
W głąb świadomości, że umieram, wchodząc,
Nie miałam chęci do walki i zwady,
Przez co mnie pokój w ramiona swe wtulił
I ukołysał do stanu błogości
Jakbym leżała w jedwabnej koszuli
Na sprężystością puchowej miękkości
Równej obłokom, które opuszkami
Wiatr pieszczotliwie z łodyg podskubuje,
Niebo zsypując bawełny kwiatami,
Gdy je z ów łodyg w błękity wdmuchuje...
Po czym się nagle zbudziłam z letargu,
Bezdech powietrzem rześkim uskrzydlając.
Rój dźwięków brzęczał jakby gwar na targu,
O me milczenie tony odbijając,
Które się zdają chlupotem kamieni
Połykanymi przez bezdenną studnię.
Dzień szaro-płową jasnością się mieni,
A ja niechęcią, by kochać go, bluźnię.
Czas mnie opływa niczym rybę woda,
Którą nurt porwał i niesie bezwiednie.
Na to, by znów żyć, przyszła do mnie zgoda,
Lecz... w jakimś celu czy też niepotrzebnie?
Źrenice śmierci, w których zobaczyłam
Siebie jak nigdy dotąd nie widziałam,
Sprawiły, że się przedziwnie zmieniłam...
Nigdy nie będę już tu pasowała.
I nikt mnie pojąć, zrozumieć nie może,
Kto na swej skórze tego nie doświadczył.
Mój świat obecnie... - ciszy błogie morze
I jego bezkres w ukojeniu władczy,
I przestrzeń, która zaciera granice
Wolności zgoła inaczej pojętej.
Wciąż widzę śmierci jak spinel źrenice
A w nich odbicie duszy uśmiechniętej.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz