poniedziałek, 1 grudnia 2025

JUŻ NIE BĘDĘ

Spojrzałam śmierci w jak smoła źrenice,

Co oczodoły czernią wypełniały

Odbijającą lustrem moje lice

I oczy, które jej okiem widziały


Mą duszę z ciałem w prawdzie tak bezwstydnej,

Aż świat szczerością wręcz zatrważającej.

Spojrzałam śmierci... spokojnej, niewinnej...

W źrenice życie ze mnie spijające


I nie poczułam strachu ani gniewu,

Że się zbyt wcześnie po mnie pojawiła.

Codzienność nagle zatrzymana w biegu

Wokół przeźroczem świateł się rozmyła.


Dłoń wyciągnęłam z losem się swym godząc,

By stopy wrosły w jej przede mną ślady.

W głąb świadomości, że umieram, wchodząc,

Nie miałam chęci do walki i zwady,


Przez co mnie pokój w ramiona swe wtulił

I ukołysał do stanu błogości

Jakbym leżała w jedwabnej koszuli

Na sprężystością puchowej miękkości


Równej obłokom, które opuszkami

Wiatr pieszczotliwie z łodyg podskubuje,

Niebo zsypując bawełny kwiatami,

Gdy je z ów łodyg w błękity wdmuchuje...


Po czym się nagle zbudziłam z letargu,

Bezdech powietrzem rześkim uskrzydlając.

Rój dźwięków brzęczał jakby gwar na targu,

O me milczenie tony odbijając,


Które się zdają chlupotem kamieni

Połykanymi przez bezdenną studnię.

Dzień szaro-płową jasnością się mieni,

A ja niechęcią, by kochać go, bluźnię.


Czas mnie opływa niczym rybę woda,

Którą nurt porwał i niesie bezwiednie.

Na to, by znów żyć, przyszła do mnie zgoda,

Lecz... w jakimś celu czy też niepotrzebnie?


Źrenice śmierci, w których zobaczyłam

Siebie jak nigdy dotąd nie widziałam,

Sprawiły, że się przedziwnie zmieniłam...

Nigdy nie będę już tu pasowała.


I nikt mnie pojąć, zrozumieć nie może,

Kto na swej skórze tego nie doświadczył.

Mój świat obecnie... - ciszy błogie morze

I jego bezkres w ukojeniu władczy,


I przestrzeń, która zaciera granice

Wolności zgoła inaczej pojętej.

Wciąż widzę śmierci jak spinel źrenice

A w nich odbicie duszy uśmiechniętej.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz