Ktoś gdzieś mnie woła szelestem liści,
Szumem gałęzi rozczesywanych.
Nie są to ludzie sercu najbliżsi.
Słyszę w oddali jak fortepiany
Głoski, co w kroplach się rozpryskują
Delikatnością opuszków dłoni,
Gdy z klawiatury wyczarowują
Dźwięki, na które niebo łzy roni.
Słyszę powozy wiatru na stepach
Ciągnięte koni dzikich zaprzęgiem.
Spod kopyt w pędzie kawałki echa
Niosą się w przestrzeń wielkim zasięgiem.
Ktoś gdzieś mnie woła skrzypiec ekstazą,
Co się spod smyczek rzeką wymyka,
Które zwykliśmy nazywać trawą
Mającej w sobie żywioł strumyka.
Słowa się szeptem w kłosy wplatają,
Artykulacją zwiastując ciszę.
Obłoki na nie z nieba spadają
A mgła się na nich rankiem kołysze.
Słyszę ocean podpływający
Tych kęp niosących za mną wołanie.
Głos mnie zatapia ich przejmujący.
Chłonę go niczym wodę ubranie.
Ktoś gdzieś mnie woła wręcz niestrudzenie,
Swą cierpliwością depcząc po piętach.
Cieniem się zdaje moje istnienie...
Czego właściwie? - już nie pamiętam.
Wciąż mam wrażenie, że się zgubiłam,
Że się znalazłam w jakimś potrzasku.
Wołanie za mną gdy uchwyciłam,
Zaczęłam za nim iść po omacku.
Czuję, że wcale tu nie pasuję.
Wszędzie jest ciasno, pięknie, lecz obco,
Powrotnej drogi więc poszukuję...
Z tęsknoty oczy bezradne mokną.
Za kim i za czym? - nie mam pojęcia
Jakby świadomość ma mnie zdradziła.
Moja codzienność w ryzach napięcia
Kiedyś mi buty cudze włożyła,
Więc, kiedy słyszę, że ktoś mnie woła,
Idę w kierunku mego imienia.
Myśli na mapie mojego czoła
Biegną za głosem tym bez wytchnienia.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz