Nie mówiąc nic, słyszę jak szemrzą strumienie
Błękitnej wody nade mną zawieszone,
Rozlewające się na różne przestrzenie,
Siłą ludzkich zmysłów jeszcze niezmierzone.
Wtapiam się w przezrocze nad ziemią rzucone
Niczym w szkło, którego pozostaję częścią
Jak grawerem mrozu hafty wyrzeźbione.
Pukam zatem w szybę, trącając toń pięścią.
Wtem zasłona ptaków zadrżała w futrynach
Przesuwana lotem w linii przeznaczenia
Jak tor, co się zwęża przy odległych szynach…
Nie zdążyłam nawet krzyknąć „Do widzenia!”…
Firankami w bieli obłoki zastygły.
Ktoś mi się przygląda, przez nie wyglądając?
Zda się, że skowronkiem upięte zawisły,
W żakard zwiewny wiatru westchnienia chwytając.
Nocą, okiennice kiedy są zamknięte,
Przebija się światło w punktach rozgwieżdżone;
W ciemnościach, co falą stygną rozciągnięte,
Chyli się poświatą jakby posrebrzone
I niczym latarnia, co nas z mórz wyławia,
Lśni księżycem w dali, cel podróży znacząc,
I pasem jasności to w człowieku sprawia,
Że idzie ku Niebu, śmiejąc się i płacząc.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz