Chciałabym odejść… Nie wiem jeszcze
dokąd…
Chcę własne stopy odcisnąć na ścieżkach.
Rzęsy zastygłe we spojrzeniach mokną.
Przede mną droga nieznana, odległa.
Zaciskam dłonie splecione na szklance,
Której powierzam myśli z ust strącane.
Dusza ma stoi w przewiewnej falbance
Gotowa ruszyć przed siebie w nieznane,
Lecz ciało podróż zdaje się przerażać,
A jednocześnie uskrzydlać natchnieniem…
Nie chcę już na nic, na nikogo zważać.
Chciałabym odejść wabiona marzeniem.
Zdjęłabym z siebie sznurowadeł sidła,
Rosą obmyła nogi przemęczone,
Rozprostowałabym zdrętwiałe skrzydła
Wolności dłonią czesane, gładzone,
By odejść wreszcie (nie wiem jeszcze
dokąd…),
By się oderwać od wszystkiego wokół,
Ramiona rozpiąć w przestrzeni szeroko
I poczuć wreszcie słodki, ciepły spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz