Ktoś kiedyś mnie naniósł na płótno
istnienia.
Pędzlem zakreślił kontury, zamknął
duszę.
W plamach kolorów, w grze światła,
w pląsach cienia
Wędrować szlakami przeznaczenia
muszę.
Wszystko wokół się zdaje złudzeniem
i chwilą,
Kopią życia, które gdzieś toczy się
naprawdę.
Drzew korony przy ścieżkach
poddańczo się chylą.
Nie wiem, czy to szlachetne,
złośliwe, zabawne?...
Krok, co włosiem pędzla sklejony jest
z płótnem,
Wciąż w tym samym miejscu wydaje się
stawać,
Choć mierzony czasem między nocą a dniem,
Który jawę w sen, sen w jawę przeobraża.
Wyciągniętą dłonią próbuję dotknąć prawdy,
Oplatając palce promieniami błękitów
–
Przede mną jednak mur ułomności mej
twardy!,
Bo wciąż nie wiem, ile wieczorów mam
czy świtów?...
Wiszę więc w galerii wszelkiego stworzenia
Odrysowana na płótnie pędzla śladem.
Sennie zastygła w postawie zamyślenia,
Uwieczniona jednym z wielu dzieł obrazem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz