wtorek, 2 grudnia 2025

WALKA

Przepędź demony prawiące w Twej głowie,

Żeś dziad, wyrzutek niewarty niczego,

Że nikt dobrego Ci nigdy nie powie,

Boś samym sobą niegodzien jest tego!


Przepędź te biesy wartość Twą depczące!,

Byś powstał z kolan, klęcząc przed człowiekiem,

By świadomości resztki konające

Odbudowały swe członki kalekie,


Z martwych wskrzeszając Twoją podmiotowość,

Nad którą krąży Twych myśli korona.

Chwyć pełną garścią do życia gotowość,

By spadła z oczu Twych śmierci zasłona!


Przepędź te czarty, co Cię poniżają,

Z grona znajomych tych wykorzystując,

Którzy złośliwie Tobie umniejszają,

Flegmą gnijących serc w twarz Twoją plując!


Przepędź te czorty, co skaczą po Tobie!,

Byś się nauczył widzieć w lustrze siebie,

Byś nie uniżał siebie nigdy w słowie,

Którym rzucono w Ciebie kiedyś w gniewie.


Wyrwij z Twej duszy razem z korzeniami

Przekleństwa, co Cię oplotły mackami!

Idź ramię w ramię z tymi osobami,

Które są wiatru pełnymi żaglami!


Jesteś! - i to Cię czyni wyjątkowym,

Choćby się komuś to nie podobało.

Wstań - Wykrzycz światu w twarz: Jestem gotowy!

Przestanie cierpieć to, co Cię bolało.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl





poniedziałek, 1 grudnia 2025

DZIEŃ DOBRY

Dzień dobry, ma dziewczynko przy spłakanym oknie,

Za którym to się jesień w podróż już szykuje.

Twarz moja dziś od deszczu oraz liści moknie,

A ja nadal maciejkę dzięki tobie czuję.


Wilgoć pachnie więc słodko jak wieś wieczorami,

Gdy się zieleń skraplała księżyca poświatą

Rozśpiewana bezruchem, grająca świerszczami

Pod diamentem bogato wysadzaną szatą.


Dzień dobry, ma dziewczynko o słonecznych włosach

I oczach brązowych jakby w cieniu bursztyny.

Dzięki tobie nurkuję dziś w złocistych kłosach,

Choć butwieją w kałużach zdradzone ścieżyny,


W których chabry jak w lustrze błękit podziwiają,

Gdy się niebo rozpala maków ławicami,

Cienie zaś o zachodzie słońca wypełzają...

A ja biegnę w zbóż łanach twoimi krokami.


Dzień dobry, ma dziewczynko z drewnianego domu,

Za którego się płotem bzy kwiatami puszą.

Błądzę dzisiaj za tobą wzrokiem po kryjomu,

Kiedy chmury się topią i w przestrzeni pluszczą...


Widzę twoją źrenicą jak się rozpryskują

Sznury wody zerwane i o źdźbła dudniące,

Jak po szybach strużkami ku ziemi wędrują,

Przyprawiając powietrze wiosennie pachnące.


Dzień dobry, ma dziewczynko pośród słoneczników,

Co korony swe złote przed tobą skłaniają.

Widzę cię roztańczoną w falbanach świetlików,

Chociaż wokół mnie światła szarościami drgają


I wibrują gałęzi świszczących nagością,

Chlupiąc, chlapiąc deszczami weń przesiewanymi,

Pachnącymi jałową, bezpłodną mglistością

Trzepoczącą żaglami, ale rozprutymi.


Dzień dobry, ma dziewczynko w lawinie perłowej,

Co się prószy i skrzy się piórami z poduszek

Jakby świat był kłębuszkiem, lecz z waty cukrowej -

Jeden biały i lśniący cyrkoniami puszek.


Twym spojrzeniem napawam się śniegu widokiem,

Choć ma zima za oknem jesień przypomina.

Czasem zjawi się z rzadka albo przejdzie bokiem...

Buro-rdzawa nostalgia konary ugina.


Pora na mnie, dziewczynko przy spłakanym oknie.

Dnia dobrego ci życzę i wchodzę w codzienność.

Dusza moja z tęsknoty dziś za tobą moknie -

Prześladuje mnie wspomnień rozkoszna bezsenność.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



JUŻ NIE BĘDĘ

Spojrzałam śmierci w jak smoła źrenice,

Co oczodoły czernią wypełniały

Odbijającą lustrem moje lice

I oczy, które jej okiem widziały


Mą duszę z ciałem w prawdzie tak bezwstydnej,

Aż świat szczerością wręcz zatrważającej.

Spojrzałam śmierci... spokojnej, niewinnej...

W źrenice życie ze mnie spijające


I nie poczułam strachu ani gniewu,

Że się zbyt wcześnie po mnie pojawiła.

Codzienność nagle zatrzymana w biegu

Wokół przeźroczem świateł się rozmyła.


Dłoń wyciągnęłam z losem się swym godząc,

By stopy wrosły w jej przede mną ślady.

W głąb świadomości, że umieram, wchodząc,

Nie miałam chęci do walki i zwady,


Przez co mnie pokój w ramiona swe wtulił

I ukołysał do stanu błogości

Jakbym leżała w jedwabnej koszuli

Na sprężystością puchowej miękkości


Równej obłokom, które opuszkami

Wiatr pieszczotliwie z łodyg podskubuje,

Niebo zsypując bawełny kwiatami,

Gdy je z ów łodyg w błękity wdmuchuje...


Po czym się nagle zbudziłam z letargu,

Bezdech powietrzem rześkim uskrzydlając.

Rój dźwięków brzęczał jakby gwar na targu,

O me milczenie tony odbijając,


Które się zdają chlupotem kamieni

Połykanymi przez bezdenną studnię.

Dzień szaro-płową jasnością się mieni,

A ja niechęcią, by kochać go, bluźnię.


Czas mnie opływa niczym rybę woda,

Którą nurt porwał i niesie bezwiednie.

Na to, by znów żyć, przyszła do mnie zgoda,

Lecz... w jakimś celu czy też niepotrzebnie?


Źrenice śmierci, w których zobaczyłam

Siebie jak nigdy dotąd nie widziałam,

Sprawiły, że się przedziwnie zmieniłam...

Nigdy nie będę już tu pasowała.


I nikt mnie pojąć, zrozumieć nie może,

Kto na swej skórze tego nie doświadczył.

Mój świat obecnie... - ciszy błogie morze

I jego bezkres w ukojeniu władczy,


I przestrzeń, która zaciera granice

Wolności zgoła inaczej pojętej.

Wciąż widzę śmierci jak spinel źrenice

A w nich odbicie duszy uśmiechniętej.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl