Z ustami na szklanym obramowaniu,
Nad taflą krwistej głębi
zapomnienia,
Płynę…, dryfuję w błogim falowaniu
Na rozpostartych przestworzach
myślenia.
Nic wokół nie ma, bo nic nie
istnieje,
Nikogo również me zmysły nie znają.
Ciało unoszą na przezroczu cienie,
Duszę mą światła tańcem
uskrzydlają.
Sączę zachłannie smak bezdennej
ciszy.
Zanurzam siebie w półmroku
uśpienia.
Jeśli cokolwiek się we mnie
poruszy,
To tylko oczy spragnione natchnienia,
Które się kładą na kartki spojrzeniem
I puchem wzroku lgną do liter czarnych,
By się zatracić w wersach ukojeniem
Na przekór wszystkim nędznym rzeczom
marnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz