Zanim
jeszcze się na niebo słoneczko wdrapało
Na
Wąsoszu od uciechy echo szczęściem wrzało.
Jaborowski
do Marianny od Żygryda Serka
Przez
okienka niecierpliwie i szpiegowsko zerka.
Perfumami
z taniej flaszki ją obudzić raczył.
„Śmingus
dyngus!” – w rozbawieniu tę scenę tłumaczył.
Zygfryd
szczerze uśmiechnięty bimberkiem częstuje
I
tym gestem za tradycję gościowi dziękuje.
Zanim
Mania się obróci Włodek Ciaś wiadrami
Gospodynię
hojnie raczy wody strumieniami.
Stoi
Mania przemoczona jakoby Marzanna.
A,
mieszkanie?!... – do kąpieli przepełniona wanna.
Zygfryd
z panem Jaborowskim oraz Włodkiem Ciasiem
Siedzą
wspólnie przy kieliszku i swojskiej kiełbasie.
Mania
chętnie ich częstuje swymi przetworami:
Ogóreczkiem
i papryką, z lasu grzybeczkami.
Tuż
za płotem jest Irena z sąsiedztwa Wierzbicka,
Która
Manię Bolka Serka prośbami przenika,
Aby
poszła z nią na Zarów Młodawskiego zmoczyć,
Bo
za Jurkiem przystojniakiem wypatruje oczy,
Idą
zatem te kobiety rozbawionym krokiem,
Ale
Felek od Młodawskich widzi je pod płotem
I
wraz z bratem swym Stefanem wiadra pełne wody
Wylewają
na tych gości dla uciech osłody,
Więc
Irena i Marianna do domu wracają.
Suchej
nitki na ubraniu już nie posiadają,
Ale
w sercu rozbawienie i wspomnienia miłe,
Bo
niezwykłe są dla wszystkich tradycyjne chwile.
Moja
babcia też o trzeciej budziła nad ranem,
Lejąc
z studni zaczerpniętą wodę pełnym dzbanem.
Później
Fitas Rafał z Stasiem od Teresy Pabiasz
Biegli
z wodą za pannami, aż dudniła trawa.
Piski
dziewcząt rozsadzały zaskoczoną ciszę.
Do
tej pory wrzawę głosów rozproszonych słyszę.
Czy
to Marta, Ewelina, Krysia, Małgorzata –
Nie
uchowa się od wody żadna we wsi chata.
Nikt
się jednak nie obrażał, a nawet dziękował
I
czym chatę miał bogatą serdecznie częstował,
Bo
strumienie lanej wody były jakby szczęście
I
życzenie pomyślności w tymże prostym geście.
Nawet
po Mszy, gdy z Kościoła wychodzili ludzie
Ksiądz
w święconej ich zanurzał hojnie lanej strudze,
A
w odwecie na proboszcza Kudłacika Jana
Z
rozbawieniem dzieci wszystkich woda była lana.
Po
tym całym dniu strumieni ludzie się bawili
I
przy stołach zastawionych razem gromadzili,
Pośpiewali
i popili, tańcując na trawie.
Poniedziałek
lany mijał na skocznej zabawie.
Miło
byłoby powrócić w te chwile beztroskie,
By
osłodzić sobie życie przyziemne i gorzkie,
W
drzwi zapukać do sąsiada: czy stary, czy młody,
Chlusnąć
w niego dla zabawy wiadrem pełnym wody,
Później
razem usiąść sobie przy kieliszku wódki,
Aby
duszę swoją wzmocnić na doczesne smutki,
Zintegrować
się z sąsiadem w wielkim poważaniu
I
nieważne, czy to w suchym, czy w mokrym ubraniu.