Zagląda śmierć
przez okna, przez dziurki od klucza.
Przysiada na
progu, niekiedy też na dachu.
Swą obecnością
wszystkich pokory poucza,
Bowiem jako
jedyna nie odczuwa strachu.
Krąży wokół
mieszkania w chłodnej cierpliwości
Zgarbiona,
dłonią wsparta o błyszczącą kosę,
Ubrana w
płaszcz żałobny, co zasłania kości
I krokiem swym
brzęcząca niczym w sakwie grosze.
Czasem dla
odpoczynku przysiądzie na ławce,
Wpatrując się
w źrenice oszklonego domu.
Niekiedy na
gałęzi jakby na huśtawce
Przycupnie, na
ofiarę dybiąc po kryjomu.
A, gdy już
upoluje jakiegoś człowieka!,
Wbija się mu
zębami w odsłonięte usta.
Później zawisa
nad nim i spokojnie czeka
Aż pierś
oddech straci i stanie się pusta,
Po czym
kościstym palcem obwiązuje nogi
I ciągnie go
za sobą w wyznaczone miejsce.
Głowa
człowieka znaczy krwią mijane drogi,
Głaszczą
przydrożne zioła rozłożone ręce,
A później na
stos trupów śmierć zarzuca ciało
I wraca wolnym
krokiem pod progi mieszkania,
Jakby jej
zwłok gnijących wciąż było za mało,
Nie znając
granic skruchy czy opamiętania.
Zasiada więc
pod murem i czeka wytrwale
Na tego, który
przejdzie przez drzwi uchylone.
Widać, że jest
szczęśliwa, bawi się wspaniale
Mimo, że wszystko
wokół dyszy przerażone.
Trąca kosą
dziewczynkę, co z parku wracała
Bez wyrzutów
sumienia, jak i bez wahania.
Wstążka spadłą
z warkocza, w kwiaty się wplątała,
Znacząc łoże
napaści i dziecka konania.
Ostrzem kosy
podcina kolana w modlitwie,
Albo stopy oddziela
za piłką biegnące
Jednym ruchem
i świstem, co podobny brzytwie…
Cisza niesie
te serca powoli gasnące…
A śmierć w
dzikiej euforii układa zdobycze,
Rozglądając
się ciągle za kimś dodatkowo.
A wóz jej
niczym w pionie pozbijane prycze
Trzeszczy kołem
w przestrzeni gorzko i miarowo,
Wioząc łupy, spod
których wypełzają ręce
Żebrzące o ratunek,
o pamięć, wspomnienie,
Bo nie mogą wziąć
z sobą niestety nic więcej…
Wokół nich tylko
krąży strach oraz milczenie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz