Czemuż to chabrowe wypłakujesz
oczy,
Topisz błękit kroplami kryształową
nutą?
Cały siebie goryczą smuteczku przemoczysz.
Czyż nie wolałbyś mieć choć koszulinę
suchą?
Czemuż płaczesz i siąpisz jakby
porzucony,
Obojętny miłości i wyrwany trosce?
Suniesz sennie, bezradnie jakby
przemrożony.
Wejdź i ogrzej w bamboszach stopy
sine, bose.
Zaparzyłam miętę pieprzem
doprawioną,
Balię wypełniłam kąpielą różaną,
Pościeliłam dla ciebie, abyś ciężką
głową
Ułożył myśl potwornym strachem
skołataną.
Będę czuwać w fotelu wiklinowych
splotów,
Szydełkiem wydłubując koronek
powoje.
Mogę zostać strażnikiem wszelakich
kłopotów.
Łatwiej przez nie wszak przebrnąć
smuteczku we dwoje.
Mam dla ciebie pokoik ciasny na
poddaszu,
W którym możesz zamieszkać na wieki
od dzisiaj.
Nie będziesz mi przeszkadzał – o to
nie ma strachu.
Tylko mnie w smutku smutno i
cierpliwie słuchaj.
Nie obawiam się ciebie, bo niby
dlaczego?!,
Skoro w tobie znajduję duszy
przyjaciela.
Przy tobie smuteczku pomimo
wszystkiego
Mój duch na mądrość i ludzi pięknie
się otwiera.
Odpoczywaj strudzony rozżalonym
czasem.
Jutro znowu kolejny dzień się
rozpoczyna.
Ty śpij sobie spokojnie, a ja
tymczasem,
Będę czuwać, by sny twe tuliła
pierzyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz