Wszystko jeszcze uśpione w hamakach
latarni.
Drzew skostniałych palce w
modlitwie zastygły.
Zapach ziemi jak mąki z młyna lub
piekarni
Paruje snem pod kołdrą rozrzedzonej
mgły.
Regaty kruczych ziaren spłynęły po niebie,
Szum ich skrzydeł rozbudził drzemiącą
ciszę.
Świat żałobny się zdaje być w wielkiej
potrzebie –
Jego żal w szarości rozhasanej widzę.
Jasną falą przypływu dzień znowu zawitał,
Lecz smutny, bo nie ma wszak korony
słońca.
Znowu będzie stroskany o godzinę pytał.
Monotonni smutku nie ma bowiem końca.
Czas obnażył naturę w szpetocie gałęzi,
Wystawił w nagości na chłód zaniedbania.
Porzucił kochankę i na oślep gdzieś
pędzi,
A ona pragnie i ciepła i kochania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz