Otula mnie wiatr zapachem jabłoni,
Okrywając ramiona płatkami
westchnienia.
Z kapeluszem nieba na srebrnej
skroni
Błądzę wzrokiem jak łodzią po tafli
istnienia
I wokół tylko cisza, która pęka
liśćmi…
I dźwięki rozmarzonej,
szeleszczącej trawy.
Czekam na tych, co byli, co jeszcze
nie przyszli.
Rozpala mnie nadzieja – nie czuję
obawy.
Zaśnieżyła się ziemia kroplami
stokrotek
A kwiat mleczu odbija złote ścieżki
słońca,
Krokusami się mieni łan za
żywopłotem,
Śpiewy ptaków się zdają nie
pamiętać końca
I wszystko wokół jakoby bez skazy
Rozpoczyna od nowa wędrówkę w
nieznane…
Zastygają na płótnie wiosenne
obrazy
Pędzlem duszy w obłokach malowane.
Nie zatrzymam minuty, nie wstrzymam
godziny.
Czas… jak stado bocianów po niebie
wciąż płynie.
Może na coś ważnego kiedyś się
spóźnimy,
Lecz to, co było, niechże nigdy nie
przeminie.
Tyle szczęścia, co wspomnień w
oszronionej głowie,
Głosów, które powtarza wiatr
wiosennym rankiem,
Co kartek, które trawi sens zaklęty
w słowie,
Co pól kwitnących krwisto koralowym
makiem –
To wszystko jak pocztówkę z
odległej przeszłości
Do piersi przytulam ze szczerą
wdzięcznością.
Mimo wiosny już nie mam tej świeżej
młodości,
Lecz serce wciąż kwitnie tą samą
miłością.
W kroplach deszczu obmywam twarz
zmarszczką pokrytą
I ocieram łzy, które wzruszenie
wyciska.
Jestem inną, choć ciągle tą samą
kobietą,
Bowiem tamta, co była, nadal jest
mi bliska
I tak razem, wciąż razem na progu
istnienia
Z peleryną kwitnącej, pączkującej
wiosny
Kartkujemy z uśmiechem zebrane
wspomnienia –
Czas to piękny, bezcenny, choć nie
bywał prosty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz