Na pajęczynie słońca usiądę z
rozkoszą.
Zanurzę stopy w błękity, granaty,
szafiry.
Kroki me fale wiatru w nieznane
poniosą
By się odblaskiem luster w oddali
świeciły.
Rozczeszę płowe włosy niespokojnych
myśli
Wstążkami barwnych liści zaplotę
warkocze
I wszystko to, co się spełni,
zaiskrzy lub przyśni
Na drzewach płótnem mgły jak pranie
rozłożę
By niczym pierś w oddechu lub
nadęte morze
Wznosiło się w przestrzeni, opadało z wdziękiem…
Na dłoniach tych przypływów swe
ciało położę,
Odpływając w zachwycie, że życie
jest pięknem.
Chłód przezrocza, co wodą nazywają
ludzie,
Ciało, duszę przeszyje na wskroś
jak błyskawica.
Czas płynie… noc się kończy i dzień
się znów budzi –
Wszystko we mnie, dokoła świeżością
zachwyca.
Zatem sięgam w kieszenie
uskrzydlonej duszy.
Akwarelą, pastelem maluję świat
cały.
Każdy dźwięk, który nawet lekko się
poruszy
Zatrzymuję w kolorze by się
zachowały
Wszystkie stany skupienia i
rozkojarzenia,
W które wpada istota niczym kropla
rosy,
Wszystkie szepty wymowne w zadumie
milczenia,
Które jest tak głębokie, jak
spojrzenie w oczy.
I… zostanę nad sobą, aby z lotu
ptaka
Móc się przyjrzeć dokładnie tylko
samej sobie
I zobaczyć oblicze doczesnego
świata
W papierowej koronie na pstrokatej
głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz