Dzień się już kończy powoli, z
westchnieniem…
Odgarnia z czoła obłoki przemijania
szczotką…
Nic w nas już nie będzie tym samym
istnieniem.
Zostać tym samym człowiekiem nie
jest przecież prosto.
Stoję na progu w chuście
haftowanych maków
Z kubkiem mięty pieprzowej i kroplą
cytryny.
Patrzę w niebo i szukam gdzieś w
przestrzeni znaków,
Którymi wróżyć przyszłość tak
bardzo lubimy.
Obok malw pastelowych troskliwe
ramiona
Otulają mnie czule szepcząc
pocieszenia…
Może na twarzy smutna, lecz w sercu
wesoła,
Kiedy patrzę na wszystko, co wokół
się zmienia.
Nad głowami się kluczem ptactwo
rozciągnęło
I skrzydłami jak wiosłem przesuwa
błękity…
Piękne to wszystko, co mnie
spotkało, minęło…
Wiatr szeleści listkami kartkując
zeszyty
I strącając z zapisków szeptem
gnane słowa,
Ususzone kwiatuszki, wianuszki
paproci…
Czyta moje wspomnienia, zaczyna od
nowa
To, co nitką zachodu przecudnie się
złoci…
Jakże dobrze jest wracać w miejsca
oddalone,
Od nas teraz liczone przeszłości
metrówką,
Takie świeżo pachnące, choć troszkę
zamglone,
Powiązane jak listy pamięci
sznurówką,
Jakże dobrze mieć światy dni, co
przeminęły,
W towarzystwie zadumy poprzekładać
zdjęcia…
Wieczór wabi maciejką, a my wciąż
płyniemy
Żaglówkami powrotów w głębię swego
serca,
Aby jutro wraz z świtem móc zacząć
od nowa
Dzień kolejny na progu prostej
codzienności,
By zapisać jej brzmienie jak
dyktują słowa
Partyturą wciąż pierwszej, szalonej
miłości…
Od początku początek każdy się
zaczyna,
Choć za nami ścieżyny pełzną
przedeptane.
W doczesnej wędrówce szczęścia jest
przyczyna,
Że jutro można przeżyć to, co wciąż
nieznane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz