Zniknęło me
dzieciństwo, zanim je poznałam
I nim zdążyłam
odkryć szczęścia wachlarz smaków.
W ciele małej
dziewczynki dojrzałość dźwigałam.
Byłam zrostem
dwóch różnych, sprzecznych z sobą światów.
Zniknęła moja
młodość zanim ją dojrzałam,
Nim zdążyłam
docenić, czy mi w niej do twarzy…
I nie wiem kiedy
taką, jaką dziś, się stałam?
W środku pustka,
a wokół mnie pełno bagaży.
Jestem tutaj i
teraz w tym życia momencie,
Ale jakby wyrwana
wbrew sobie skądinąd.
Widzę w lustrze
kobietę przekonana święcie,
Że miast nią, jestem
jeszcze po prostu dziewczyną,
Więc się sobie
przyglądam w zwierciadła odbiciu,
Twarzą moją do
twarzy przylegając obcej,
Jakbym z boku się
swemu przyglądała życiu…
Nie chcę szklanej
kobiety!, choć do mnie podobnej.
Wzrok zaostrzam
– źrenicą w źrenice zaglądam
I ku memu zdziwieniu
widzę coś z zaświatów…
Niedowierzam i
sobie się mocniej przyglądam.
W moich oczach
wciąż widzę dziecko pośród kwiatów,
Więc wspomnienia
wróciły jak w rozmytym szkicu,
Bo gdzieś we mnie
na łące jestem tą dziewczynką.
Ktoś powiesił to
lustro przede mną dla picu!
Dłońmi rozcieram
usta zakreślone szminką.
Niemym krzykiem
wykrzywiam wargi zrozpaczone.
Trzeba przecież
ratować to dziecko, co we mnie!...
Lecz pokoje są
puste, ciszą wypełnione,
Więc zastygam i
głosu nie męczę daremnie.
Łzy strąciły mruganiem
z rzęs zamglone oczy.
Ta dziewczynka
się zdaje wyciągać swe ręce,
A dziewczyna z
młodości, która za mną kroczy,
Też – podobnie
jak ona – bólem miażdży serce.
Stanął za mną syn
rosły z uśmiechem na ustach.
Kiedy matką zdążyłam
zostać tego pana?...
Na mej głowie siwizny
włosem tkana chusta,
A w mej głowie
kobieta, ale nie ta sama,
Która stoi przede
mną w lustrzanej pułapce,
Która bacznie,
wnikliwie się mi wciąż przygląda…
We mnie ciągle
dziewczynka siedzi na huśtawce!
W moje oczy dziewczyna
młoda znów zagląda!
Co się stało i
kiedy ktoś zegar przesunął?!...
Nie zdążyłam zapoznać
tych istot, co we mnie.
Świat mój cały
w tej chwili bezpowrotnie runął.
Los złośliwy przygląda
wciąż mi się nikczemnie.
Odpłynęła ma łódka
dzieciństwa w nieznane
Jak styropian,
na którym liść dębu dryfuje.
Moja młodość jak
bańki puszczane mydlane,
Choć jest we mnie,
to wcale do mnie nie pasuje.
Syn mnie objął
ramieniem, poprowadził dalej –
Do ogrodu, gdzie
życie pączkujące wschodzi.
Siedząc w kwiatach,
jak dawniej,… choć teraz ospale,
Czuję jak i ma
starość powoli odchodzi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz