Hop!...
Hop!... – echo wszem niesie w okolicznym lesie,
Jakoby
za kimś gnało w gąszczu hen zgubione.
Hop!...
Hop!... – woła donośnie po calutkim świecie,
Wiatrem
gnane w przestrzeń i w każdy kąt i stronę.
Hop!...
Hop!... – się powtarza i nad głowami leci,
Zahacza
o gałęzie, aż trzask za nim goni.
Hop!...
Hop!... – się nasila i mocą zrywa sieci,
Co
w konarach iskrzą rękawiczką na dłoni.
Hop!...
Hop!... – uparcie dźwięczy, trącając paprocie,
Krzaki
jagód pochyla rozpędzonym krokiem.
Hop!...
Hop!... – jeden to jest głos, a jakoby krocie,
Krzykiem
swym nawołuje niczym bystrym okiem.
Hop!...
Hop!... – jak ptak się wznosi nad czubkami sosen,
Wplątuje
się w korony brzóz, a także dębów.
Hop!...
Hop!... – z lasu wybiega do sąsiednich wiosek
Jakby
rozkojarzone oraz pełne lęków.
Uhu!...
– wnet z zaskoczeniem z boru się wyrywa
I
niczym rozpędzone za Hop!... Hop!... wciąż biegnie.
Uhu!...
– niczym matka, co dzieci swe przyzywa,
Słyszane
jest zewsząd, wszem i jednako wszędzie.
Uhu!...
– się wydaje skutecznie Hop!... Hop!... tłumić,
Echem
las przeczesując w każdym zakamarku.
Uhu!...
- gdzieś swe tony w oddali zda się gubić,
Ulegając
pokornie wskazówkom w zegarku.
Wtem
się z gąszczu wynurza grupa jagodziarzy,
Którzy
niosą owoców granatowych kosze.
A
każdy z nich o chwili odpoczynku marzy.
Suną
zmęczenia bólem z ołowiu kalosze.
Brzęczą
dzwonkiem blaszane zbieraczki u pasa.
Gwarne
słychać rozmowy i śmiech spontaniczny,
A
w fioletowej dłoni trzymana kiełbasa
I
chleb z mąki żytniej, nierzadko chleb pszeniczny
Z
zachłannym apetytem są konsumowane,
By
z prowiantu do lasu nic nie zmarnowano.
Jedzenie
wszak z wdzięcznością zawsze szanowane
Więc nigdzie go przenigdy nie poniewierano.
Za
płotami z radością czworonogi skomlą,
Wyrywając
się z budy by swoich przywitać.
Ludzie
suną do domów drogą, ścieżką polną.
Jutro
znów na jagody!, zanim zacznie świtać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz