Niewiele Ci
mogę podarować Panie
Prócz tych
łez, co rzęsy zraszają tęsknotą.
Niech me
ciało cieniem na ziemi zostanie,
Dusza zaś
niech odda się podniebnym lotom.
Nędzy mojej
żadnym nie obejmę okiem.
Niezdolność w
Miłości kaleką mnie czyni.
Rozglądam się
wokół wygłodniałym wzrokiem,
Lecz zmysł
mnie zawodzi i nierzadko myli.
Niewiele Ci
mogę ofiarować Panie
Prócz tych
marnych moich lat kilkudziesięciu.
Echem się
rozlega do wrót kołatanie,
By przy Tobie
zostać w upragnionym szczęściu.
Ty mi z Siebie
dajesz Krople oczyszczenia,
Które odkupiły
mnie z otchłani śmierci…
Ja jedynie
krople mojego wzruszenia,
Słowa, myśli,
czyny – mej przeszłości śmieci.
Ty przylgnąłeś
dla mnie do Drzewa Zbawienia,
Z bólem Swego
Ciała się utożsamiając…
Ja jedynie Tobie
bezradność milczenia,
Gdzieś po
drodze Ciebie jak ślepiec mijając.
Ty cierpliwie
czekasz na mnie, choć wzgardzony.
Nie karcisz
mnie mową, nie potępiasz gestem,
Ale ciągle we
mnie z Miłością wpatrzony
Pocieszasz
mnie w chwilach rozpaczy: „Tu JESTEM”.
Czymże
zasłużyłam sobie na to Panie,
Że się wciąż pochylasz
nade mną nijaką?
Odwzajemnia Ci
się me serce spłakane,
Lecz miłością Boże
wcale nie! jednaką…
I to mnie zasmuca,
wdzięczność moją budząc
Za to, że mnie
kochasz taką, jaką jestem,
Że się wciąż poświęcasz,
w każdym dniu się trudząc,
Pojąc mnie Krwi
Twojej życiodajnym deszczem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz