We
Wąsoszu olimpiada się zaczyna.
W
każdej chałupie niebanalna jest drużyna.
Na:
START! skończyć trzeba wszelkie wszak swawole.
W
linii STARTU się zaczyna bój o pole.
Rozrzucone
siano drzemie pod chmurami,
Które
straszą wieś zlęknioną opadami.
Wiatr
się zerwał!, psoty sieje pod niebiosem,
W
sianie gubiąc rozhasane stopy bose.
Ciemność
dziwna wyłączyła słońca jasność.
Nagle
w chałupie się zrobiło tłoczno, ciasno.
Rozbiegani
domownicy w tym zamęcie
Łapią
spodnie, bluzy, chusty w dzikim pędzie,
A
na hasło, które wznosi krzyk: „Na pole!”
Wszyscy
chmarą się rzucili ku stodole.
Połapali
grabie, widły, wózki z kołem.
Biegną
miedzą, dzielnie walcząc z burz żywiołem
I
starając się wyprzedzić zew natury,
Zostawiają
gdzieś za sobą mroczne chmury.
We
Wąsoszu olimpiada się zaczyna.
W
każdej chałupie niebanalna jest drużyna.
Na:
START! skończyć trzeba wszelkie wszak swawole.
W
linii STARTU się zaczyna bój o pole.
W
pierwszym rzędzie, jak w sztafecie, gospodyni.
Za
nią: pędzi mąż z widłami, tytoń dymi,
Syn
najstarszy skrzypi wozem z jednym kołem,
Otoczony
swym rodzeństwem jak zespołem,
Z
których każdy w widły, grabie uzbrojony
W
ruchach sprawnych i galopie wyćwiczony,
Więc
ukradkiem przyglądając się im z boku,
Nie
dowierzasz wszak bystremu swemu oku,
Bowiem
budzi się w twej głowie przekonanie,
Że
się patrzysz na bunt chłopów i powstanie,
A
to tylko bieg przez płotki wbrew naturze,
By
sprzeciwić się deszczowej w niebie chmurze,
Aby
zgrabić w kopy, wałki senne siano
Bez
znaczenia czy też słońce będzie rano.
We
Wąsoszu olimpiada się zaczyna.
W
każdej chałupie niebanalna jest drużyna.
Na:
START! skończyć trzeba wszelkie wszak swawole.
W
linii STARTU się zaczyna bój o pole.
Rwie
się dziatwa do roboty w każdym domu,
By
wyprzedzić opad deszczu z nieboskłonu,
By
ratować trawy ścięte przed zalaniem.
Wiatr
ich szarpie za czupryny i ubranie,
Jakby
w złości chciał spowolnić ich zapędy.
Odgłos
kroków zda się dudnić niemal wszędy:
Od
Zarowia, przez Przymiarki i Nowiny
Na
Wsi Starej galop w pędzie usłyszymy.
W
Ostrych Górkach, w Mysich Górkach też szaleństwo,
Jakby
na wieś się zrzuciło wnet przekleństwo,
Bo
w amoku czy to chłop, czy białogłowa
Płyną
w biegu jak nad myszą łowna sowa
I
świst tylko słychać echem ton pośpiechu,
Jakby
była walka z chmurą warta grzechu.
We
Wąsoszu olimpiada się zaczyna.
W
każdej chałupie niebanalna jest drużyna.
Na:
START! skończyć trzeba wszelkie wszak swawole.
W
linii STARTU się zaczyna bój o pole.
Grabią
wszyscy siano w kopy oraz wałki.
Pełne
ludzi niczym mrowia polne działki.
Stoper
zda się w złośliwości czas odmierzać.
Niejednego
sport się zdaje mocno przegrzać.
Niejednemu
rumień płonie na policzkach,
Ale
każdy jakby w skoku wzwyż o tyczkach
Zwinnym
susem walczy z sianem i żywiołem.
Oj,
z daleka to widoki są wesołe.
Grabią
w biegu, zwożą w pędzie, pracą kipią.
Upoceni,
zmordowani ledwo dyszą.
Sił
nie mają by powrócić do chałupy.
Gdzieś
na miedzy pogubili w biegu buty,
A
tu niebo z nich zadrwiło i zakpiło –
Ani
jednej kropli deszczu nie spuściło.
Gdy
w Wąsoszu olimpiada się zaczyna,
Gdy
do boju w każdej chałupie drży drużyna,
Mądrym
słowem się odzywa wnet Sochowa:
„Jak
jest deszcz, tak będzie zatem i pogoda”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz