Myślisz, że
jestem obok, siedząc na fotelu
Milcząca z
kubkiem kawy dawno ostudzonej,
Tymczasem mam
przypadłość, którą ma niewielu –
Jestem,… ale w
przestrzeni w nas nieodgadnionej
I rozkładam
ramiona, których woal myśli
Wiatrem wzbija
się w górę, coraz wyżej jeszcze…
Zmysłem tulę w
ramionach, co duszy się wyśni.
Przeszywają me
ciało przyjemności dreszcze.
Nad mą głową
obłoki kłębią się dmuchawcem,
A pode mną
gwiazd morze kołysze falami.
W
nieboskłonach dryfuję puszczonym latawcem,
Lśniąc
promieniem złocistym jakoby wstążkami.
Księżyc skrzy
się jak tafla wyblakłej jasności,
W której mogę
twarz swoją zobaczyć na nowo.
Słońce pali mnie
ogniem więcej niż miłości.
W ciszy słyszę
jak refren powtarzane słowo.
Nagle sen ciało
morzy – zmysły odpływają…
Dusza mgłą się
unosi ponad rzeczywistość.
Czuję, że znów
mi będzie wszystkiego za mało,
I ponownie mnie
kusi apetytu chciwość,
By przeżywać szczegóły
zachłannie bez końca,
By wdrapywać się
wiecznie na szczyt upragniony,
Choć mnie los nieustannie
zeń, bez przerwy!, strąca,
Jakby bywał zazdrosny
lub czymś urażony.
Obojętność ma w
tobie budzi niepokoje.
Mówisz do mnie
z pewnością, że się nie poruszę…
W tym momencie
odchodzę – nie chcę być we dwoje.
To co we mnie, w tej chwili!, spisać właśnie muszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz