Pozwól mi
Panie na Twych dłoniach spocząć
Jak motylowi w
palców Twych koronie.
Jestem
zmęczona i muszę odpocząć
I
najskuteczniej przy Tobie się schronię.
Pozwól na
chwilę mizerną zastygnąć
Jak kropli
rosy strąconej z traw świtem.
Chwilę odsapnę
i znów muszę dźwignąć
Krzyż mój, na
którym trudy są przybite.
Pozwól się
wtulić w śnieżną biel Twej szaty,
Złożyć w Twe
piersi głowę niczym dziecko
I snem
rozkruszyć rzęs mosiężne kraty,
W których się
życie tli mizerną świeczką.
Pozwól mej
skroni poczuć Twoje włosy
I bicie Serca,
co płonie Miłością.
Marne
stworzenie i nieborak bosy
Jestem, co
pragnie cieszyć się wiecznością
I w tymże celu
z krzyżem na ramionach
Po Twoich
śladach idę Panie Boże.
Dusza ma
kwitnie, ale ciało kona
I przejść do
Ciebie bez Ciebie nie może,
Więc pozwól
wesprzeć się na Twym ramieniu
Niczym
ptaszynie, co w liściach się chowa.
Wybacz upadek
w zwykłym przemęczeniu,
Którym
splatana jest bezradna głowa.
Pozwól mi
Panie w Twe dłonie się schować
I tchnieniem
Ducha napełnij me żagle,
Abym bezpiecznie
mogła znów dryfować,
Gdy moja dusza
wyrwie się w świat nagle.
Ta drobna
chwila z kromką chleba, wody
U Twego boku
pod oliwnym drzewem
Jest dla mnie
Panie kropelką osłody,
Idę więc z
krzyżem, chwaląc Ciebie śpiewem
I wdzięczność
moją niczym gołębicę
Puszczam do
lotu echem uskrzydloną.
Jestem jak dziecko,
co matki spódnicę,
Trzymam się Ciebie
zaciśniętą dłonią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz