Tyle się spraw
dzieje, tylu ludzi przechodzi;
Tyle myśli
powietrzem oddycha w milczeniu…
Ledwo słońce
zasypia i natychmiast wschodzi
Jak zapracowane
goreje w przyspieszeniu.
Tyle słów, co
szelestem jak pióra strącone,
Wiruje w
przestrzeniach skazanych na bezdomność,
Tyle marzeń i
pragnień, co są utracone,
Zdeptane jak w
człowieku godności świadomość;
Tyle spojrzeń
w źrenice, uśmiechów przelotnych,
Refleksji
głębokich jak włosów roztargnienie;
Tak niewiele
od siebie zachowań swobodnych
I to jedno społeczne
głów sztywnych skinienie;
Tyle pięknych
poranków przy parzonej kawie
Z wianuszkami
pomysłów i nadziei wstążką;
Tyle chwil
dryfujących w falującej trawie
W kapeluszu
słomkowym z ulubioną książką;
Tyle baniek
mydlanych na niteczce wiatru,
Wzlotów w
zrywie motyla, upadków na ziemię;
Tyle bukietów
polnych, iskrzących się kwiatów
Bursztynem
rosy, w której zastygły promienie;
Tyle łez
wypłakanych z błękitnej powieki,
Tyle tęczowych
brwi łączących wszech – i światy;
Tyle czasów,
co nurtem rozpędzonej rzeki
Wskrzeszają
opowieścią zdarzenia sprzed laty;
Tyle bab
wielkanocnych polewanych lukrem,
Wigilijnych
pierników, makowców na stole;
Tyle kromek
chleba posypanego cukrem;
Tyle świąt, co
się kręcą w kalendarza kole;
Tyle spotkań i
rozstań, smutków i radości,
I śmierci czy
narodzin splecionych w warkoczu;
Tyle twarzy na
zdjęciach pożółkłych z przeszłości;
Tyle prawdy
płynącej z wypowiedzi oczu;
Tyle jeszcze
by chciało się zrobić, osiągnąć;
Tyle wrzącej
energii w mym sercu pączkuje…
Pragnę gwiazd
dłonią choćby delikatnie dotknąć,
Ale wszystko dokoła
szaleństwem wiruje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz