Niekiedy
milczę, choć chciałabym krzyczeć,
Skorupę ciała ostrzem
ust rozłupać.
Chciałabym w
dali własny głos usłyszeć
I ponad
wszystkim nieznanym poszukać,
Przebić się
głosu mego ostrą strzałą
Przez szklaną
kulę doczesnego świata.
Niechby mą
barwą w przestrzeniach zagrzmiało.
Niech ton mój
ptactwem nad kopułą lata,
Niech się
rozwija w piór napiętej strunie
I drży
szarpany wiatru opuszkami
I niechaj
płonie jak ogień w piorunie,
Który króluje
nad świata dźwiękami.
Niechaj się
przemieszcza nieokiełznany,
W partyturach
dziki, nieposkromiony,
Gwiazd
symboliką w przestworzach zapisany
I w głębinę
wszechświatów echem niesiony.
Niechaj go
wieczność powtarza w zachwycie,
Śmierci się
śmiejąc w twarz nader bezczelnie.
Niechaj w mym
głosie kwitnie płodne życie
Jak oko słońca
nad horyzontami
I niech o
sobie zawsze przypomina,
Aby przenigdy
nie było głuszone.
Niech ślad mej
stopy w błękicie wycina
Każdą mą myślą
dogłębnie wzruszone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz